Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2012

Małżeństwo po urodzeniu dziecka

Mam wrażenie, że ZAWSZE wszystko co wymarzyłam gdzieś po drodze się psuje, bo ostatecznie dotrzeć do mnie poszarpane, niekompletne, w gruzach. To, co miało być tylko sielanką i szczęściem okazuje się kompletną porażką. Moją? Pewnie moją. Wiele kosztowało mnie by nauczyć się mówić o uczuciach. Konkretnie o tym, co mnie boli, co przeszkadza i co się okazało? Że jak siedzę z buzią zamkniętą na kłódkę to generalnie wtedy jest tylko dobrze. Takie "dobrze" to pojęcie względne...pozorna aureola szczęścia która otacza młodych a w której ja się duszę. Poświęcam teraz 70% czasu dziecku, chciałabym poświęcić całą resztę mojej drugiej połówce ale nie wychodzi to tak, jakbym chciała. Tak jest łatwiej, bo matka ponoć macierzyństwa nie musi się uczyć. Mężczyzna z kolei tak. Ponieważ nie rodzi się ojcem w sensie psychicznym, dopiero krok po kroku się nim staje. Im bardziej tego chce, tym szybciej to nastąpi, a najważniejsza jest w tym wszystkim własna inicjatywa. Ona w naszej trójce praktyc

Rehabilitacja

W piątek odwiedziliśmy poleconą rehabilitantkę, żeby zobaczyła naszego Wojtka, bo niepokoiło mnie to, że bardzo niechętnie podnosi główkę z leżenia na brzuchu i nie podpiera się rączkami. Naoglądałam się zdjęć szczęśliwych mam i postępów ich dzieci i stwierdziłam - coś jest nie tak. Na wstępie Pani Basia kazała nam rozebrać dziecko i powyginała Wojtka w różne strony co bardzo mu się nie podobało. Stwierdziła asymetrię i to, że Wojtek krzywo się układa. Główki nie podnosi bo jest mu po prostu nie wygodnie... Pokazała nam ćwiczenie z zestawu Vojty. Ćwiczenia bardzo nielubiane przez rodziców i dzieci, ale ponoć przynoszą skutki. Polegają głównie na ucisku odpowiedniego miejsca na ciele, które stymuluje dziecko do przyjęcia prostej pozycji. Jest przy tym wiele płaczu.. W 3 dniu widzę lekką poprawę w podnoszeniu główki. Naprawdę drobną, ale ja ją widzę i wręcz piszczałam z radości razem z Wojtkiem po ukończeniu tych nieprzyjemnych ćwiczeń. :) Mam nadzieję, że będą tylko postępy i będzie t

Czas...

Dni dosłownie leją się przez palce, czas tak szybko mija, że często gubię się który aktualnie dzień tygodnia. Dzień zaczynam bardzo wcześnie, a kończę bardzo późno. Zwykle padając na ryj ze zmęczenia. Wczoraj zdałam sobie sprawę, że nauczyłam się Wojtusia. Wiem albo raczej przeczuwam, czego mu w danej chwili potrzeba. Jak mylnie może być taka potrzeba odczytana przez osobę trzecią... przekonałam się o tym wczoraj będąc z małym u babci. Wojtuś zaczął marudzić, wiercić się, popłakiwać. Babcia mówi - "na pewno chce na rączki". Tłumaczę -"nie babciu, Wojtuś nie prosi się nigdy na rączki bo w domu go nie noszę" (proszę mnie tutaj nie uznać za terrorystkę, po prostu gdybym przyzwyczaiła Wojtka do uspokajania na rękach padł by mi kręgosłup w wieku 30 lat). Mój syn jest dużo przytulany, jest szczęśliwy. No to skoro nie na rączki to babcina druga teoria "NA PEWNO jest głodny". Tłumaczę babci, że nie może być głodny, bo jadł 2 godziny temu. Na głodowe marudzenie m

Na granicy

Karmiąc dziecko piersią wysyłam dziecku pozytywne fluidy, ochronę, wszystko czego potrzebuje. Karmiąc dziecko piersią jestem jak ktoś mu niezbędny do życia, ktoś potrzebny, niezastąpiony. Od jakiś 3 tygodni karmiąc Wojtusia piersią przeżywam koszmar. Po zaledwie 3-5 minutach Wojtek wije się, wygina, płacze, jakby coś było nie tak. Od tych 3 tygodni daję sobie czas... ale czasu minęło już sporo, a diagnozy nie ma. Dodatkowo pojawiły się wielgaśne kolki nawet 3 razy dziennie i problem z ciemieniuchą. Pierwsza wizyta u lekarza nie przyniosła rezultatu, a temat został troszkę zbagatelizowany i odsunięty na bok. Ja, nadgorliwa matka znalazłam już co najmniej 2 przyczyny tego stanu, no ale przecież nie o to chodzi, żebym wchodząc do lekarza stawiała diagnozę. "Dzień dobry, przychodzę z nietolerancją laktozy", bądź "Dzień dobry, mamy tu przypadek alergii pokarmowej". Heh! No halo. Boje się, że w takim przypadku karmiąc uparcie Wojtka piersią sprawiam mu ból brzuszka i pr