Gdyby nie bolało, to pewnie bym nie poszła. Zęby same by mi powypadały i byłoby po kłopocie. Wizyta przesunęła się o 15 minut, bo popsuł się fotel. Dentysta spojrzał na mnie zrobił swój "pół-uśmiech" okiem, zerknął na brzuch i spytał: - kopie? Pokiwałam twierdząco głową i chyba nawet się uśmiechnęłam, albo tylko mi się wydawało, bo ze stresu miałam ścisk wszystkich mięśni twarzy razem ze ściskiem całego ciała. Naprawili to cholerne krzesło i weszłam do środka. Upewniłam się, że dostanę końską dawkę znieczulenia i spytałam dla uspokojenia ducha - "Jest szansa, że nie będę nic czuła?". Czułam jak robię się coraz mniejsza względem uśmiechającego się pod nosem sadysty. Odpowiedział ze spokojem i "pogardą" na twarzy: - "Szanse są zawsze". No tak, pomyślałam sobie. Nie dość, że już mój organizm od rana uruchamia mechanizm obronny i prowadzi do toalety z najmniejszym drobiazgiem, to jeszcze mnie tu stresuje facet. W głowie miałam jedną myśl ...
Blog matki wariatki :)