Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2012

Takie tam... bez przekazu>?

Jesteś impotentem intelektualnym z deficytem istoty szarej mózgu, co powoduje głęboką dyfrakcję z moim samopoczuciem. [Tłumaczenie Nastolatków: Jesteś debilem. Spierdalaj.]  Często wybieramy tą drugą wersję, czy to znaczy, że jesteśmy tak prości, że aż żałośni, czy może lubimy w życiu iść na skróty? Czy może jednym słowem możemy zastąpić wiele innych...i używać go jako uniwersalnego? Zastanawiam się, czy jak powiemy "spierdalaj" zamiast "daj spokój" "odejdź" "zostaw mnie"  będzie oznaczało, że mamy zrobić to szybciej? Czy jak?  Nie ukrywam, że obcując ostatnimi czasy w towarzystwie takim a nie innym (powstrzymałam się od zbędnych epitetów, bo mogłabym kogoś niechcący urazić), stałam się kobietą, która odzywa się podobnie. Jednak nie jestem z tych, co "przecinki" używają co trzy wyrazy, bo jednak muszę stwierdzić, że to już jest objaw człowieka z ułomnym zasobem kontroli wypowiedzi. Nadszedł jednak czas, by wyeliminować przekle

Silne emocje dla silnych czytaczy...

Jeszcze jakieś 5 tygodni. Mam wrażenie, że czas stanął w miejscu... Dodatkowo psychicznie mi coraz gorzej. Nie potrafię zająć myśli, wczoraj to już konkretnie się posypałam. Całą noc przeleżałam z otwartymi oczami, bolał mnie żołądek, paliła zgaga, nawet przytuliłam kibel... i wydaje mi się że to wszystko z nerwów. Może dlatego, że dziś przekraczamy granicę, której nie przekroczyliśmy w tamtej ciąży. 33 tydzień i 6 dzień - dokładnie wtedy usłyszałam najgorsze słowa w moim życiu. Do dziś pamiętam kto je wypowiedział, w jaki sposób, jakim tonem...wszystko!  Dziś wiem, że jest dobrze, staram się iść tylko z tą myślą w głowie... no ale WTEDY też było idealnie, książkowo:( Mam już dość tych myśli i siebie samej. Otoczenie niewiele pomaga... bo co może pomóc, jeśli nie rozumie. Bo niestety to prawda. Co mi da wypłakiwanie swoich żali, przytulanie... skoro za każdym razem moje łzy są jedynie tłumione, a wszystko zatacza koło.  Nie mam sił. Tym oszczędzaniem się doprowadziłam do tego, że z

Sennie...

Pędzę po szosie na rolkach. Droga jest równiutka, mogę się szybko rozpędzić. Znam tą trasę. Na prawo i lewo lasy, wiele zakrętów, samochody, tiry, motory pędzą bardzo szybko. Ja też umiem się rozpędzić - odpycham się coraz mocniej nogami i wyprzedzam wolno jadące pojazdy. Gdzie pędzę? Wiem tylko tyle, że do domu. Szukam z paniką w oczach drogowskazu, tabliczki, czegokolwiek. Odpycham się jeszcze mocniej i wyprzedzam samochód, nie boje się, że się przewrócę, mam wielką świadomość swojej równowagi. Kilka razy na trasie napotykam rozdroże i bez namysłu wybieram jedną z opcji (cały czas w pewności, że kieruje się w stronę domu). Na ostatnim rozdrożu (może trzecim z kolei) popełniam błąd i dojeżdżam do granicy z innym "obcym" państwem. Wiem, że popełniłam błąd, wiem gdzie, ale jest za daleko, żeby się wrócić. W dodatku fakt, że mam na nogach rolki zaczyna mi przeszkadzać. Wchodzę do przygranicznego sklepu i za szybą widzę mój cel, mój dom... tylko nie mogę się do niego przedostać,

Bo nie ma bajek i smerfów !

Ostatnio oprócz mojego 5 dniowego pobytu w szpitalu siedzę cały czas w domku. Niestety za wiele zajęć nie mogę sobie wymyślać ze względu na przymus oszczędzania mojego brzuszka ( Wojtulkowego domku), co by nie twardniał za często i żeby skurcze nie dokuczały. Tak więc siedzę i obserwuję... po pierwsze moje dwie kocice, które rano, gdy Mężuś wychodzi do pracy przebudzają się na chwilkę i biegają odbijając się od ścian i siebie nawzajem, po czym jedna kładzie się na głowie i zasypia a druga wgniata swoje kocie sadełko w mojego węża do spania (podłużna poduszka używana zazwyczaj przez ciężarne wypełniona granulatem). Tenże wąż smacznie skrzypi jak kocica się na nim układa, co uaktywnia jej moduł mruczący... a mruczy tak głośno i "zachrypiale", że spać dalej się nie da. Wstaję więc dosyć wcześnie rano i szukam sobie jakiegoś zajęcia, które nie wymaga ode mnie większego wysiłku. Najczęściej jest to wstawienie/wyciągnięcie prania, poprasowanie kilku koszulek Męża, zrobienie obiad

Kontrolnie

W czwartek poszłam do szpitala na obserwację... Tego, jak strasznie dołuje i stresuje mnie to miejsce nie da się opisać. Co chwilę napadały mnie smutne wspomnienia i strach... każde KTG było godziną stresu i niepokoju, mimo, że wszystko wychodziło pięknie. Nasz mały Wojtuś ważył na piątkowym USG 2100gram. Duży chłopczyk będzie. Mam wielką nadzieję, że góra za 6 tygodni się z nim zobaczę, chociaż w naszym szpitalu troszkę rozczarowało mnie podejście lekarzy do sprawy i taśmowe traktowanie każdej ciąży. Może nie powinnam się czuć wyjątkowa, ale wyjątkowo mi zależy, żeby o wszystko zadbać ze wszystkich sił. Najważniejsze, że po 5 dniach marnego jedzenia i całkowitego wynudzenia się jestem już w domku. Jednak tu mi najlepiej:) Kolejna kontrola za 3 tygodnie i już wiem, żeby zabrać ze sobą lodówkę jedzenia :D hihi Powoli trzeba zacząć myśleć o urządzeniu Wojtusiowego kącika <3

Szczęśliwa rocznica :))))

Nie... żaden Smoleńsk ! Chociaż czasem mam wrażenie, że na moje szczęśliwe daty w kalendarzu świat obmyśla różne powody do żałoby... Dziś mija 7 lat odkąd jestem w stałym związku z moim obecnym Mężem;) Jak fajnie podsumować sobie wszystko i powiedzieć, że nie żałuję żadnej chwili i cieszę się każdą kolejną... i chcę tak już zawsze. Kocham :)

Ćwiarteczka:)

To było 7 lat temu... moje 18-te urodziny, jakże wyczekane, jakże zwariowane... spędzone ze znajomymi w nieistniejącym już klubie "epicentrum", organizowane dzień wcześniej by o północy wykrzyczeć sto lat i wkroczyć w dorosłe życie. Zabawa boska, muzyka gra... jest tam nawet mój przyszły Mąż, o czym wtedy nie miałam pojęcia i nie chciałam też przyjąć do wiadomości. To była chyba pierwsza impreza, na której był poprzez moje zaproszenie, gdzie zaczęliśmy się do siebie zbliżać. Około północy koleżanka odbiera telefon, mama każe wracać do domu, bo Papież umiera. Potraktowaliśmy tą informację z przymrużeniem oka, niedługo później wracaliśmy zgraną paczką do domu. Popołudniem 2.04.2005 przyszłą rodzina, babcie, dziadek, kuzynka kuzyn... ale atmosfera była nieciekawa. O smutnych minach "przeczekaliśmy" ten wieczór i wszyscy byliśmy z Nim. Jakże byłam smutna, że tą datę wybrał sobie nasz kochany Papież na swoje odejście... Wczoraj. To już 7 lat jak go nie ma, a ja sk