Odnoszę wrażenie, że życie, los - ma skłonność do zastępowania ważnych dla mnie punktów w kalendarzu katastrofami. W moje wyczekiwane 18 urodziny zmarł Papież. Ja po cichutku świętowałam - świat płakał. a 10-go kwietnia...mija zawsze kolejny rok bycia razem z moim obecnym Mężem. Pomimo, że ślub ponoć wykasował tą ważną dla mnie datę, to i tak mam do niej sentyment. Do czasu, kiedy 10-go kwietnia o brzozę zahaczył słynny tupolew. My po cichu świętowaliśmy - Polska płakała. Cóż, nie ukrywam, że mam wybiórcze podejście do kwestii śmierci. Jednak mnie rusza, inna nie. O niektóre żywota się boję, a inne mam gdzieś. Jestem tylko człowiekiem, człowiekiem, który uważa, że ten WYPADEK nie nauczył pokory niektórych i do teraz nie potrafią zamknąć mordy. Byle gadać, byle wszczynać afery, byle by być na wierzchu. Po trupach do celu - do tronu. O ile polityka w Polsce zabija mój patriotyzm, tak więcej nieustająca zima niczym patykiem puka mnie w plecy mówiąc "na co czekasz...uciekaj stąd
Blog matki wariatki :)