Nie chodzi tylko o święta Bożego Narodzenia. Wystarczy dzień ustawowo wolny od pracy a w "człowiekach" rodzą się zwierzęta. Zwyczajni na co dzień użytkownicy sklepów, koledzy koleżanki, znajomi znajomych zmieniają swą postać i stają się łowcami. Nie... niekoniecznie promocji. Mam wrażenie, że tuż przed "dniem wolnym" od pracy w ludziach rodzi się panika i nawyk chomikowania i bunkrowania się z zakupami. Gdy w piątek sklepy mają być zamknięte najlepiej zakupoholizm zaplanować na czwartek - w piątek przecież nie będziemy mogli skoczyć po piwko, chrupki, chleb, szynkę. Jak nie rzucimy się niczym zwierzęta na sklepowe półki - w piątek umrzemy z głodu. Zwykle jest także tak, że w owy "piątek" wolny od pracy zamieramy z naszymi zapasami w domu, w gronie rodziny, przyjaciół, znajomych, po czym wybudzamy się w sobotę z wizją opustoszałej lodówki i znów musimy wyruszyć na łowy, bo w dzień "zagłady" wszystko zjedliśmy. To przykład jak działa na ludzi...
Blog matki wariatki :)