Bombelek ma już miesiąc i rośnie jak na drożdżach. Kocham go nad życie i dopiero teraz widzę, jak zabiera mi w mgnieniu oka wszystkie smutki... Macierzyństwo to ciągły 5 bieg, wieczny brak czasu, harmider, zakłopotanie, poświęcenie... ale jak tylko widzę ten mały pysio od razu nabieram energii, choćby z powietrza. To poświęcenie zmieniło trochę moje nastawienie i dopiero widzę jak jest, kiedy we mnie czegoś braknie... Nie mam na tą chwilę siły szarpać się jak płotka na haczyku byle za wszelką cenę było wszystko wokół dobrze. Kiedyś stanęłabym na głowie żeby porozmawiać, wyjaśnić, przytulić byle być szczęśliwą... Teraz brak siły i poszukiwanie spokoju mi na to nie pozwalają... znajduje oparcie w małym Bombelku i dopiero teraz widzę, że to ja wszystko ratowałam. Rezygnuję z tej roli. Widzę jak trudne macierzyństwo stało się dla mojego Męża, chociaż spadły na niego TYLKO obowiązki, które dawałam radę robić przed porodem. Mi zostało TYLKO zajęcie się Wojtusiem. Jest to obowią...
Blog matki wariatki :)