Tak wczoraj kibicowaliśmy... do 80 minuty Wojtuś spał, potem zbudził się i zarządał cyca! Polska w pierwszej połowie - super. Szczęsny zszedł z klasą, a Tytoń uratował honor:) To tyle jeśli chodzi o mój komentarz.
Walczymy z żółtaczką...bilirubina 15.1:/ Podejrzewam żółtaczkę pokarmową... przestudiowałam już chyba wszystko. Jutro szukamy słoneczka i się "naświetlamy". Miejmy nadzieję, że nie skończymy na lampach, bo serce moje nie wytrzyma jego płaczu. A serce ostatnio dużo ma do znoszenia....
Ja nie kibicuje ani naszym ani żadnej drużynie. Powrotu do zdrowia życzę
OdpowiedzUsuńA mnie tam w ogóle piłka nie interesi...
OdpowiedzUsuńPrzy takim maluchu zapewne nieco łatwiej znosić codzienne trudy ;)
OdpowiedzUsuńW takim razie współczuję. Ale faceci chyba tak już mają. Dziecko w domu, to biegną się wyszaleć i na chwilę zapomnieć, że w ich domu nie jest już tak cicho ;/
OdpowiedzUsuńA ego zawsze nas broni, abyśmy nie stracili dobrego mniemania o sobie.
To małe słoneczko wszystko wynagrodzi, wiem coś o tym....
OdpowiedzUsuń