Wujkowi urodziły się bliźniaki. Chłopiec i dziewczynka. Mimo, że to dość bliska rodzina długie lata nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Kontakt zwykle odświeżał się spontanicznie, ale tak samo szybko zanikał. Kontakt pojawił się i teraz, kiedy na świat przyszły dzieci potrzebujące pomocy. Sytuacja rodzinna wepchała czwórkę młodych do kawalerki nie dając dogodnych szans na komfortowe życie. Pieniądze zdobywane dorywczo przeznaczane są już niemal tylko na dzieci...jak żyć. Serce mi zaczęło pękać, jak dowiedziałam się, że dla dwójki mają tylko jedno łóżeczko i niemal zero wyprawki. Ruszyłam niebo i ziemię, popytałam i załatwiłam dwa używane łóżeczka, koce, rożek, kombinezon zimowy, śpiworki, otulacze i pościel. Wstąpiłam też do ciucholandu i za grosze kupiłam wielki wór maleńkich ubranek. Babcia dzieciaczków prała prasowała i roniła łzy szczęścia. Mam nadzieję, że mając niewiele pomogłam dużo. Z pewnością potrzebna będzie jeszcze większa pomoc, ale tylko na taką mnie teraz stać. ...
Blog matki wariatki :)