Potrzebuję pisać. Zdecydowanie. Zauważyłam jednak, że mam inaczej niż w teorii. Zwykle to podczas mówienia tworzy się chaos... u mnie tworzy się takowy podczas pisania. Milion myśli na jedną chwilę i każdą chciałabym uwiecznić. Po drodze zapominam część, albo wypisuję tylko skrawkami i tracę wątek. No a wątek mamy jeden - dążyć do tego, by słońce, które zaświeciło rozświetlało się coraz bardziej...
Co jeszcze zauważyłam? Zamknęłam się w sobie. Może nie "się" a swoje myśli. W gruncie rzeczy podczas ostatniego roku zdecydowaną większość z nich wypisałam niż wypowiedziałam, bo tak było łatwiej, poniekąd dawało mi to poczucie ulgi. Mówienie o rzeczach dla mnie bolesnych nie przynosi ulgi. Ściska gardło, powoduje dyskomfort, żal... Ostatnio wydarzenia z tamtego roku zostały poruszone przez moją położną. Rozmawiałam z nią...jednak nie czułam się z tym swobodnie, czułam ścisk, blokadę...a w głowie obrazy z tamtego dnia. Czy ta rozmowa do czegoś doprowadziła? Nie.
Dotykam brzucha i czuje małą "wypukłość", może to kolanko, może piętka... jak ją głaszczę to ucieka, jak odsunę rękę, to wraca znowu. Jest to cudowne uczucie i piękna chwila... i to tylko tyle a zarazem wszystko co na tą chwilę mam. Więc... chcę cieszyć się tą chwilą.
Radość, szczęście? Ma miejsce w moim życiu, jednak nie są zamienne ze smutkiem i żalem, jak niektórzy by oczekiwali. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy można w ogóle czegoś ode mnie oczekiwać, lub czegoś się po mnie spodziewać. Nastroje wpadają i wypadają jak huragan, podobnie jak łzy. Czasem z błahych powodów, czasem z bezsilności, złości... Czasem po prostu tak jak pisanie są ulgą dla moich myśli i duszy.
Co jeszcze zauważyłam? Zamknęłam się w sobie. Może nie "się" a swoje myśli. W gruncie rzeczy podczas ostatniego roku zdecydowaną większość z nich wypisałam niż wypowiedziałam, bo tak było łatwiej, poniekąd dawało mi to poczucie ulgi. Mówienie o rzeczach dla mnie bolesnych nie przynosi ulgi. Ściska gardło, powoduje dyskomfort, żal... Ostatnio wydarzenia z tamtego roku zostały poruszone przez moją położną. Rozmawiałam z nią...jednak nie czułam się z tym swobodnie, czułam ścisk, blokadę...a w głowie obrazy z tamtego dnia. Czy ta rozmowa do czegoś doprowadziła? Nie.
Dotykam brzucha i czuje małą "wypukłość", może to kolanko, może piętka... jak ją głaszczę to ucieka, jak odsunę rękę, to wraca znowu. Jest to cudowne uczucie i piękna chwila... i to tylko tyle a zarazem wszystko co na tą chwilę mam. Więc... chcę cieszyć się tą chwilą.
Radość, szczęście? Ma miejsce w moim życiu, jednak nie są zamienne ze smutkiem i żalem, jak niektórzy by oczekiwali. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy można w ogóle czegoś ode mnie oczekiwać, lub czegoś się po mnie spodziewać. Nastroje wpadają i wypadają jak huragan, podobnie jak łzy. Czasem z błahych powodów, czasem z bezsilności, złości... Czasem po prostu tak jak pisanie są ulgą dla moich myśli i duszy.
Dla mnie zawsze pisanie szło duzo łatwiej niż mówienie, tak mam do dziś i bede miała do śmierci, wiec pewnie masz podobnie :)
OdpowiedzUsuńSkąd ja to znam...
OdpowiedzUsuńPisz kochana, to bardzo pomaga w życiu :)
OdpowiedzUsuńWiesz,wczoraj na rekolekcjach ojciec mówił to samo.Mówił,abyśmy nie zamykali się ze swoimi żalami,bo one wcześniej czy później skumulują się i obrócą się przeciwko nam.
OdpowiedzUsuńOpowiadał o domu w którym przeprowadzał egzorcyzmy,działy się tam niesamowite rzeczy.Jednego dnia auto stało w garażu normalnie a następnego dnia zupełnie inaczej i inne rzeczy.Przyjechał na to miejsce,rozmawiał ze wszystkimi mieszkańcami tego domu. Jeden raz był,odprawił egzorcyzm,niby spokój,ale po tygodniu znów to samo się działo.
Za drugim razem jak przyjechał,babcia która była już w demencji i mieszkała w tym domu zaczęła z nim rozmawiać.Okazało się,że kilkadziesiąt lat wcześniej owa pani kochała się z przypadkowo poznanym żołnierzem i zaszła w ciążę.Popełniła aborcję.
Nigdy się z tego nie wyspowiadała,miała żal do siebie o to.Babcia zapomniała o tym.
Wszystko to spowodowało właśnie taką sytuację w domu i powoduje,że nasze żale,nie wykrzyczane,nie wypowiedziane kumulują się w nas.Często Bóg przez złe rzeczy,pozwolenie takim złym duchom robi coś dobrego i one są przyczynkiem.
Mi pomaga mówienie o mojej tragedii. Nie zamknęłam się na innych,może dlatego,że jestem położną,pedagogiem,lubię mówić,a może dlatego,że dziecko miało tylko 10 tygodni?Nie wiem-mi pomaga.
Masz racje w głowie krąży milion myśli niby wiesz co napisać,a jak przychodzi co do czego to nie wiemy jak to ubrać w odpowiednie słowa-niestety one często nie rozumiane są przez osoby które cię nie znają.Łatwo oceniać innych-niestety to nasza ludzka wada.Na szczęśćie to Bóg będzie nas oceniał,nie ludzie.
Pozdrawiam cię i życzę aby Bóg doświadczył cię macierzyństwem takim jakie pragniesz. A jako położna życzę szybciutkiego porodu i oby to była najwspanialsza chwila w twoim życiu.:*