Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2012

Bombelek i Ja

Bombelek ma już miesiąc i rośnie jak na drożdżach.  Kocham go nad życie i dopiero teraz widzę, jak zabiera mi w mgnieniu oka wszystkie smutki... Macierzyństwo to ciągły 5 bieg, wieczny brak czasu, harmider, zakłopotanie, poświęcenie... ale jak tylko widzę ten mały pysio od razu nabieram energii, choćby z powietrza. To poświęcenie zmieniło trochę moje nastawienie i dopiero widzę jak jest, kiedy we mnie czegoś braknie... Nie mam na tą chwilę siły szarpać się jak płotka na haczyku byle za wszelką cenę było wszystko wokół dobrze. Kiedyś stanęłabym na głowie żeby porozmawiać, wyjaśnić, przytulić byle być szczęśliwą... Teraz brak siły i poszukiwanie spokoju mi na to nie pozwalają... znajduje oparcie w małym Bombelku i dopiero teraz widzę, że to ja wszystko ratowałam. Rezygnuję z tej roli. Widzę jak trudne macierzyństwo stało się dla mojego Męża, chociaż spadły na niego TYLKO obowiązki, które dawałam radę robić przed porodem. Mi zostało TYLKO zajęcie się Wojtusiem. Jest to obowiązek

Mały Kibic !

Tak wczoraj kibicowaliśmy... do 80 minuty Wojtuś spał, potem zbudził się i zarządał cyca! Polska w pierwszej połowie - super. Szczęsny zszedł z klasą, a Tytoń uratował honor:) To tyle jeśli chodzi o mój komentarz. Walczymy z żółtaczką...bilirubina 15.1:/ Podejrzewam żółtaczkę pokarmową... przestudiowałam już chyba wszystko. Jutro szukamy słoneczka i się "naświetlamy". Miejmy nadzieję, że nie skończymy na lampach, bo serce moje nie wytrzyma jego płaczu. A serce ostatnio dużo ma do znoszenia....

Mówili mi...

Mówili mi odpoczywaj póki  możesz. Mówili śpij, póki jest cała noc do przespania. Niestety nie mogłam w pełni wykorzystać ostatniego okresu ciąży na wypoczynek. Wydaje mi się nawet, że już na początku maja w szpitalu rozpoczęło się moje "psychiczne" macierzyństwo. Przyznam, że wszyscy co mówili mieli absolutną rację, jednak w moim przypadku im dalej w ciąży tym mniej było jej uroków a więcej strachu - co nie pozwalało mi wypocząć. Staram się nie narzekać. W nocy praktycznie budzimy się dwa razy - pewniakiem jest okolica godziny 3:00, kiedy Wojtuś budzi się wilczo głodny, a czasem koło 1:00 czy 5:00 przebudzi się jeszcze na chwilę. Więc generalnie rzecz biorąc mam czas na sen w nocy, tylko ta czujność całonocna i wrażliwość na jego każdy ruch nie daje mi ze snu 100% regeneracji a jakoby 50% :) Mimo wszystko uwielbiam wstawać rano, karmić go i patrzeć jak słodko zaśnie. Wtedy wiem, że z uśmiechem na ustach mogę wyjść do toalety (hehe). Póki co Mąż robi mi codziennie śnia