Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2013

Urlop dla mamy :)

Tatuś Wojtusia, a mój osobisty mąż ma wolne do piąteczku. Moje ciało unosi się z relaksu! Mimo, że dzielimy się obowiązkami to Wojtek daje nam ostro w kość. Ja sama mimo jego natężenia marudzenia i ruchliwości odpoczywam. Odpoczywam, bo mogę co jakiś czas zająć się domem czy sobą.  Nie da się ukryć, że Wojtek wręcz szaleje za tatusiem. Dziś, gdy obudził się ze swojej przedpołudniowej drzemki był bardzo zawiedziony, że tatusia nie zastał w domku. Tata wyjechał pozałatwiać parę spraw, a Wojtek raczkował po mieszkaniu i czekał, aż mu tatuś wyskoczy zza rogu jak to się uwielbiają bawić.  Po jakimś czasie przyjął do wiadomości, że jest tylko z mamusią i raczkowaliśmy po całym domu wstając przy każdej poziomej powierzchni.  Nawiązując do mojego luzu i "urlopu" muszę przyznać, że nie sądziłam iż mycie naczyń, czy odkurzanie tak mnie odpręży. Ważne jest to, że mogę to zrobić wtedy, kiedy mam taką ochotę. Załatwianie potrzeb fizjologicznych wtedy, kiedy są potrzebami mało pil

W dół...w dół...

Jest 23 luty 2013 roku. Jak do tego doszło? W myślach cofam się o 3 lata wstecz, kiedy to byłam na wyżynach. Awans w pracy na stanowisko managera, wysokie zarobki, brak zmartwień. Dwa kierunki studiów. Żyłam. Po prostu żyłam. Czasami nie jestem w stanie wyobrazić sobie jak udawało mi się funkcjonować zaliczając codzienne studiowanie, posiedzenia w pracy po 7-13 godzin no i studia zaoczne. Mieszkałam wtedy jeszcze z narzeczonym od kilku miesięcy, pierwsze wspólne mieszkanie, a jak dobrze było. Docieraliśmy się. Często kłóciliśmy o pierdoły. Właściwie to widywaliśmy się późnym wieczorem kiedy to wracałam z pracy, a rano rozchodziliśmy się - ja na uczelnię - M do pracy. Usłyszałam nie raz - "to nie rodzina". "Tak się nie da żyć". "Żyjecie jak w hotelu". Dobrze nam było! Mijały tygodnie, praca stawała się coraz bardziej męcząca - szczególnie psychicznie. Z pracy wychodziłam smutna, zdołowana, przestraszona kolejnym dniem. Jednak cały czas trwałam, byłam

No hej.

No nie będzie notki... wyłam do księżyca pół nocy. Wojtek natomiast spał. Fajnie. Raczkuje od rana, ale tylko powoli. Jak chce szybko to bach na brzuch i pełznie z prędkością światła.

Mleko na receptę a limity NFZ

Czy któraś mama karmi dziecko mlekiem na receptę? np. Bebilon Pepti? Jakiś czas temu sytuacja w przychodni. Dzwonię i mówię, że potrzebuję receptę na mleko, ponieważ została mi resztka i muszę szybko kupić. Była połowa miesiąca. Pani w rejestracji odmawia mi sugerując wyczerpany limit miesięczny 6-ciu puszek. Argument "brała Pani na początku miesiąca". Pytam zatem, co mam zrobić, przestać karmić dziecko, czy przejść na chleb z wodą. Pani już mniej uprzejmie odpowiada, że pretensję mam mieć do NFZ, bo to nie ona wymyśliła limity a mleka nie dostanę.  Dzwoni Matka wariatka do NFZ. Przełączają ją z oddziału na oddział, bo nikt kto akurat ze mną rozmawia nie zajmuje się tą sprawą. Ostatecznie odbiera miła pani, która tłumaczy mi, że limitów NIE MA. O dawce mleka decyduje lekarz. Ostatnio otwierając puszkę Bebilonu zapisałam datę i godzinę. Skrupulatnie zliczałam liczbę zużytych miarek. Dodam, że żadnej miarki nie zmarnowałam, żadnej nie wsypałam do kaszki i zużyłam ml

Proces...

Dziś proces Pani K... dożywocie? Jestem za karą śmierci. Dlaczego mam utrzymywać morderczynię z podatków? Dać jej łopatę, niech kopie rowy, niech zarabia. Tyle mamy taniej siły roboczej, a w gruncie rzeczy skazani mają lepiej niż biedni w przytułkach:( Tyle w tym temacie. Spytano mnie czy "wykonywałabym takie wyroki" - a co ma piernik do wiatraka? Niektórzy ludzie nie potrafią czytać ze zrozumieniem... Najgorszy jest fakt, że pani Katarzyna wcale nie musi zostać skazana... ehhh!

tec Man!

Obiekty pożądania mojego 9-cio miesięcznego Bąbla. 1) Telefon. Może być stacjonarny, jednak lepiej komórka. Smartphone, czarny płaski, albo najlepiej jak cegła. Nie musi grać i świecić. Wojtek mimo wszystko wie, że ten sprzęt to potrafi. Może być pochłonięty najlepszą na świecie zabawką (choć w Wojtkowym słowniku nie ma takowej. Każda jest najlepsza, byleby ją zmieniać co chwilkę), gdy zobaczy że mam w ręku telefon rzuca się pędem na mnie jak rakieta. Leeeeeeeci po zabawkach, omijając najfajniejsze przed chwilą rzeczy by go złapać, chociaż dotknąć... pacnąć! Najlepiej na dobitkę obślinić, złapać w rękę i stukać o panele. 2) Laptop. Mimo, że nigdy nie pokazywaliśmy mu, czym ten sprzęt się zajmuje jest ewidentnie przedmiotem jego pożądania. Zakazany owoc. Zdarzyło sie kilka razy, że dotarł do otwartego laptopa i z radością przejeżdżał palcami po klawiaturze. Niczym wirtuoz po fortepianie.  3) Dekoder telewizyjny (pomijam reklamę firmy). Stoi sobie na półeczce pod telewizorem

Fuck valentines day? No way!

Jak co roku globalne "fuck" dla walentynek pojawia się na każdym kroku. Tekst tak samo do porzygania, jak same miziające się wszędzie serduszka walentynkowe. Nie da się tego po prostu przyjąć na klatę i obejść, nie obejść albo być z boku? Połowa z ludzi, którzy tak "pieprzą" święto zakochany jest samotna. Cóż. Każdy z nas kiedyś był samotny  i buntował się przeciwko świętu (o ile można nazwać to świętem), którego nie mógł obchodzić jak tabuny innych ludzi. Tak samo z drugiej strony. Każdy (a może prawie każdy) był kiedyś zabójczo zakochany i dzień Walentego wywoływał u niego wiele dobrych i zwariowanych emocji.  Pewna kawiarnia w Opolu w drodze buntu walentynkowego zablokowała możliwość rezerwacji stolika dla mniej niż 3 osób. Szkoda, stracą wiele kaski :) Sama chciałabym spędzić ten dzień inaczej, wyjątkowo, nawet sztucznie amerykańsko przy dyndających serduchach i wielkich lodach truskawkowych. No cóż. Nie mam romantyka w domu...

Moc niemocy!

Trzeci dzień Wojtek funduje pełną mobilizację do boju wcześniej niż o godzinie 6:00. Zastanawiam się, czy to chwilowe, czy mogę już zapomnieć, że kiedyś, a właściwie jeszcze 3 dni temu dawał pospać mi do 7:00. Naprawdę ta godzina była dla mnie odpowiednia. Tak samo zwlekam się z łóżka o 7:00 jak i o 9:00 więc już jest mi to bez różnicy. Jednak 5:00 czy 5:30 zdecydowanie mi nie służy. Siedzę jak ta sierota z Wojtkiem na kolanach w jego pokoju. Tłumaczę mu, że ciemno, że noc, że zabawki śpią. Konsekwentnie nie zapalam światła do czasu, aż zaczynam przysypiać i uznaję, że jednak musimy się czymś zająć. Odłożenie do łóżeczka nie wchodzi w grę. Wojtek potrafi zrobić "mostek złości", czyli wygina się w łuk do tyłu mocno krzycząc jak tylko zobaczy jakie mam zamiary. Dobrą opcją jest usadzenie w krzesełku do karmienia, włożenie w łapkę czegoś do stukania po stoliku i zrobienie kawy. Takie rozmieszczenie Wojtka potrafi utrzymać się maksimum 15 minut, po czym Pan i Władca swojej mamy

Przebijanie dzieciom uszu...

Temat jest kontrowersyjny. Jako matka chłopca ponoć nie jestem w stanie wypowiedzieć się w pełni... Jednak uważam, że tak. Pewnego dnia kontrowersyjne pytanie "po co przebijać dzieciom uszy" pojawiło się na FP Pani Doroty Zawadzkiej. Odpowiedzi bardzo różne, zdania bardzo podzielone, w konsekwencji wynikła wielka kłótnia i rzucanie mięsem. Szkoda. W dzisiejszych czasach nie umiemy uszanować ZDANIA innych. Przykre, że wypowiadały się jedynie kobiety, które nie dość, że nie zaznawały spokoju z wypowiadania własnego zdania obrażały kobiety o odmiennych poglądach. Całą sytuacja zrobiła się śmieszna. Link do dyskusji jest tutaj -  Dyskusja na temat kolczykowania dzieci Pozwoliłam sobie zacytować niektóre wypowiedzi: (dodam, że pozwoliłam sobie na poprawienie błędów ortograficznych i nadanie polskich znaków) "Przeraża mnie widok dziecka, które jeszcze nie chodzi dobrze,kiwa sie na boki a juz ma kolczyki w uszach.Samo chciało? Głupota rodziców i tyle". "Pr

Odwołuję stan chorobowy! Zarządzam weekend!

Melduję, że Wojtek już niemal całkowicie doszedł do siebie. Ten tydzień kosztował nas wiele wysiłku, poświęcenia, zarwanych nocek. Właściwie automatycznie z każdego stanu sennego podnosiłam się do pionu i biegłam do Wojtka. W sumie...dalej odbywam nocne wędrówki, ponieważ choroba zdecydowanie zmieniła mi syna. Myślałam, że jego krzyki piski i wrzaski są skutkiem złego samopoczucia i przyjmowania antybiotyku. Jednak nie. Wojtek zrobił się bardzo krzykliwy, złośnik, wrzaskun. Nie wiem już co mam robić, żeby zająć czymś jego uwagę. Wszystko jest na dosłowną minutkę!.... Mamy piątek. Piątek wieczór a zza ścian płynie mało przyjemna melodia wiertarki, która zdecydowanie NIE UMILA mi tej chwili spokoju. Cichnie wiertarka, pojawia się młotek. TEORETYCZNIE cisza nocna zaczyna się o 22:00 - to jeszcze godzinka. Mimo wszystko o ile szanuję (w granicach rozsądku) remonty w dzień, to w piątkowy wyczekany wieczór bardzo jestem nietolerancyjna. Coś podpowiada mi, kto to może być. Struktura na

KONKURS! Stópkowe szaleństwo !

Witajcie. Wspólnie z firmą MAM Baby przygotowałam konkurs fotograficzny. Coś nowego, innego i....przeuroczego! Długo myślałam nad tematem przewodnim konkursu, skupiłam się na tym, co uwielbiam we własnym dziecku. Stópki! Tak! Stópki. Malutkie, gładziutkie, "nieśmigane"... Po porodzie Wojtka pierwsze co zrobiłam to je...wycałowałam. Robię to do teraz a u niego wywołuje to wielki uśmiech na buźce.  Na pewno macie jakieś piękne fotografie stópek waszych dzieci? Jeśli nie macie - to łapcie za aparaty i do roboty! Czasu jest bardzo dużo, bo konkurs będzie trwał 3 miesiące. Co miesiąc wyłonimy jednego laureata, a stópki przez miesiąc ozdobią panel boczny bloga. Dodatkowo laureat etapu miesięcznego ma do zgarnięcia dodatkową nagrodę od firmy MAM.  - I etap (08.02-07.03) - do wygrania szczoteczka first brush, którą obejrzysz TUTAJ - II etap (08.03-07.04) - do wygrania butelka-niekapek treningowa MAM TRAINER - II etap (08.04-07.05) - laureat otrzymuje smoczek w wybr

wish list!

Czasami warto pomarzyć... o czym marzę nieskrycie? Chciałabym poczuć się jedyna. Jedyna, niepowtarzalna, cenna, potrzebna. Kobieta kocha komplementy, niespodziewajki, kwiatki (niekoniecznie cały bukiet, czasem wystarczy ta jedna stokrotka). Gdzieś się zapodziała spontaniczność, radość... gdzie?! Chcę zdrowia, dla Wojtka, dla Męża, dla siebie, dla rodziny. Zdrowie jest najważniejsze, bo jak jest zdrowie to jest siła. Trochę tracę moc. Choroba Wojtka mnie wykończyła. Pozostawiła skutki uboczne - Wojtek zaczął bardzo marudzić. Jest w takim okresie, że wszystko na siebie się nakłada. Ząbkowanie, skoki rozwojowe, rozwój charakterku... Już zdurniałam. Sądziłam, że krzyczy, wrzeszczy dlatego, bo mu źle, bo chory. Szczególnie, że zaczął odkąd zaczął gorączkować. Gdzie zaczerpnąć cierpliwości i sił? Ostatnio mam szczęście w drobnych konkursach, może jakieś wyzwanie SPA? Co jeszcze... każdy marzy. Chciałabym, żeby było...lekko! Niekoniecznie żeby lekko przychodziło, jednak

[*] [*] Kubusiu...

Dziś mijają dwa lata, jak nie ma Kubusia. Co czuję? Cały czas żal, smutek, pustkę. Zabrano mi kogoś, na kogo czekałam, kogo kochałam. To cząstka mnie wyrwana siłą, która nigdy już nie wróci. Gdyby wszystko było inaczej - dziś dmuchałby swoje dwie świeczki na torcie. Byłabym inną osobą, możliwe, że wesołą, beztroską, zwariowaną, taką jak kiedyś. Każdy byłby inny dziś, jeśli tego dnia, tego zdarzenia by nie było. Moja mama, tato, teściowa, teść i mąż. Wszyscy byliby dziś na swój sposób inni. Podejście znajomych byłoby inne, przyjaciele, o których myślałam, że są nimi naprawdę trwaliby przy naszym boku nadal. Znajomi z którymi zbliżyłam się przez ten czas nie byliby bliscy. Mimo wszystko - poświęciłabym wiele, by dziś nie świętować rocznicy odejścia. Czasami wydaje mi się, że bliscy nie akceptują teraźniejszej "mnie". Czekają wciąż, aż wróci tamta osoba... wymagają, proszą, oczekują... czy tak jest? A jak tamta osoba już nigdy nie wróci to co wtedy?

Kupiła Mama Bubla Wojtkowi...

Wojtek niedawno był u sąsiadki, sąsiadka miała fajne zabawki. I kulki takie, co sobie latały, z wulkanu w powietrze wylatywały. Spodobał się wulkan ów memu synowi, więc mama rzekła : kupmy Wojtkowi. Czatując w międzyczas z duszyczką bratnią, chwaliła się mama co kupić chce sama. Ostrzegła mnie mama już doświadczona,  żeby nim kupić to się przekonać, czy ów wulkanik to nie jakiś chłamik,  czy potem nie wyznam, że to chińszczyzna. Uparta mama jak osioł była znalazła najtaniej no i kupiła. Zdziwienie weszło na usta mamine,  gdy tylko odpakowała machinę... Małe to takie, lecz kolorowe, cóż takie jest, bo nie "firmowe". Kazała mama szybko mężowi, włożyć baterie i testa zrobić. Co było dalej już wierszem nie umiem, bo nerwy zjadają słów z mózgu strumień. A teraz tak z lekka poważniej... Mama kupiła dziecku fontannę z piłek ponieważ spodobała mu się u koleżanki. Oryginał jednak był zbyt kosztowny na matczyną kieszeń dlatego z

Pan kotek był chory....

...i leżał w łóżeczku. Przyszedł pan doktor - jak się masz koteczku? ... W środę zasypialiśmy z gorączką 37.8. Dodatkowo pojawił się drugi ząbek więc byłam spokojna. Dałam na noc paracetamol w nadziei, że gorączka przejdzie, marudzenie z bólu też, a sen będzie spokojny. O godzinie 23:00 gorączki nie było. Mama odetchnęła z ulgą. Wojtek jednak cały czas wiercił się w nocy i wstawałam do niego średnio co 15 minut. W środku nocy dotykam jego czoła a on tak gorący, że bałam się tego, co zobaczę na termometrze. Stało się - 39.3. Podałam znów paracetamol i dotrwaliśmy jakoś do rana. Nad ranem Wojtek zaczął kaszleć i już wiedziałam, że to nie nasz nowy ząb. O zgrozo, dziwiłam się, że każdy po wizycie u nas wychodzi chory - przecież ten wirus musiał gdzieś u nas się zaczaić! Rano zadzwoniłam do lekarza - miał być o 12:00.  - Późno - pomyśleliśmy. Jak zaczęły się wymioty momentalnie zadzwoniliśmy na pogotowie. Dowiedziałam się tylko, że mogą wprawdzie przyjechać, ale PO WOJTKA, nie p