Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2012

Projekt naprawy mamusi

Wojtusiową mamusię od jakiegoś czasu niepokoił jej własny stan zdrowia. Częste bóle głowy, zawroty i słabsze samopoczucie dawało we znaki najczulej, gdy Wojtusiowy tatuś ciężko pracował. Udała się Wojtusiowa mamusia do neurologa, który nie stwierdził żadnych odchyleń. Wypisał skierowanie do okulisty i na kilka badań z krwi. Okulista odesłał Wojtulkową mamulę z kwitkiem twierdząc że oczy są bardzo dobre a wady wzroku nie ma.... Odebrałam wczoraj wyniki badań krwi. Cholesterol jest bardzo wysoki, wręcz ponad normę, jednak to ponoć norma przy zaburzeniach funkcjonowania tarczycy. Żelazo niemal wypłukane z mojego organizmu. Nie ma go, z tego co pamiętam to jeszcze w ciąży tam był! Zbyt wiele trójglicerydów... Program naprawy jest następujący: W przyszłym tygodniu idę z Wojciechem po receptę na mleko, pokażę pediatrze moje wyniki - zobaczymy czy mi coś podpowie. W końcu Wojtulkowa pani doktor leczyła mnie jako malutką AguQ. No i zobaczymy co dalej. Czas na lepsze wieści. Wojte

Bratnie dusze, pomocne ramiona...

Bratnie dusze, pomocne ramiona, słuchacze i "gadacze" byli cały czas.... cały czas jak było dobrze. Zanikli 2 lata temu, kiedy było tragicznie i byłam z tym sama. Pojawili się inni... którzy ukrywają się teraz, kiedy pełna radości cieszę się z każdego dnia mojego ziemskiego macierzyństwa. Kiedyś jeszcze odczuwałam satysfakcję, że przyjaciele mimo, że nie blisko - to są. Do popisania, do pogadania raz na miesiąc...dwa. Nie dopominają się o towarzystwo, właściwie to nigdy się nie dopominali. Ja przypominałam o sobie... ale... do czasu. Istnieją też wirtualni przyjaciele - chyba na ten czas najwierniejsi, zawsze pomocni, jednak nadal wirtualni. Co się stało więc? Dorosłam i nie pasuję do schematu? Trzeba przy mnie uważać na słowa i wygodniej trzymać się z daleka? Nie mam czasu na każde zawołanie to lepiej mieć dystans? Jak to jest? Pisałam kiedyś jak zmienia się małżeństwo po urodzeniu dziecka - a jak zmieniają się relacje z przyjaciółmi, znajomymi? Kiedy

Gryzak Bite Brush od MAM - Wojciech testuje!

Nie sądziłam, że kiedykolwiek będzie notka z serii "Wojciech testuje". Mamy zaszczyt jednak wypróbować kilka rewelacyjnych produktów dziecięcych i opisywanie tegoż faktu przynosi mi wielką satysfakcję!  Pierwszy gryzak mieliśmy szczęście wygrać w konkursie od MAM. Przyznam szczerze, że sama wybrałam kolor, jednak oczy mnie lekko zmyliły, bo mogłabym przysiąc, że w internecie gryzak był mocno fioletowy... w każdym razie Wojciech przyjął go z uśmiechem na buzi. Wojtek uwielbia go wkładać do buzi, a w momencie gdy wie, że gryzak mu nie wypadnie puszcza rączki, macha wesoło nóżkami i "gryzie" go masując dziąsełka.  Trafiliśmy naszą nagrodę w najlepszy dla naszego Maluszka czas. OD jakiegoś czasu dziąsła są napuchnięte i lada chwila spodziewamy się ząbków.  Wielką zaletą gryzaka jest miejsce z masującymi wypustkami. Można również nałożyć tam żel na ząbkowanie, co także wypróbowaliśmy. Dokładny opis producenta gryzaczka możecie znaleźć tutaj: Gr

Wesołych świąt!

Moim drogim czytaczom, mojej rodzinie, najbliższym tutaj chciałabym zostawić malutki wpis, żeby te święta były: - Nietuzinkowe, Niecoroczne, Niebywałe, - Pełne Miłostek, - Ocieplane zapachem wigilijnych potraw, - Dogrzewane płomieniem kominka tudzież ramieniem bratniej duszy, - Takie jakie właśnie powinny być.

Relaksacyjnie o obiektywiźmie

Tym razem nie o Wojtku, bo śpi .... :) Zastanawiałam się długo od czego zacząć. Złamałam poniekąd swoją zasadę i targnęłam się na prośbę o recenzję bloga. Postanowiłam opisać sama ten fakt, ponieważ ocena była co najmniej marna:) Niestety trafiłam na dość prymitywny sposób oceny i ocenianie przez pryzmat "eh oh tak widzimisię". Czy liczyłam na ochy i achy? Chyba nie. Jest to specyficzny blog, specyficzny pamiętnik i skrawek mojego życia. Na wstępie oceniająca pisze, że ocenia obiektywnie. Ma swoje kategorie, zasady...zaczyna się ciekawie. Pierwsze wrażenie 30%. Cóż, jak to piszą - dupy nie urywa. Zastanawiam się tylko jak obiektywnie można ocenić pierwsze wrażenie. Pomińmy jednak ten fakt. Pierwsze co popsuło to wrażenie to sama nazwa bloga, bo przecież nie kojarzy się z matką po przejściach wychowującą malucha. Cóż. Biorę to jako tajemniczość i zaletę - bo inne tytuły mogłyby brzmieć gorzej. Czy dostajecie oczopląsu od tła? Czy moje kochane cynamonowe paseczki

Zagościło u nas drzewko

Jest jest! Choinka. W tym roku dołożyłam do niej coś od siebie. Ususzone pomarańcze. W tamtym roku plan był podobny, jednak suszone w pośpiechu i nieporadnie zgniły... W tym roku choinka jest mniejsza, ale pełna ozdób, co cieszy moje oko szczególnie pod wieczór, kiedy zasiadam z herbatką przy stoliku i na nią patrzę. Na Wojtku choinka nie zrobiła specjalnego wrażenia, nawet nie miał ochoty "pacać" w bombki. Zobaczymy, może jeszcze się skusi - choinka postoi u nas do ostatniego dzwonka. W tamtym roku w połowie stycznia rozebraliśmy i wynieśliśmy choinkę na balkon - stała tam do czerwca. Mogliśmy jej nie wyrzucać, może posłużyłaby i w te święta :) Niestety słaby ze mnie fotograf, bo nie potrafię uchwycić świecącej się choinki w fajny sposób. Muszą wystarczyć fragmenty. Na małej choince pomarańcze pachnące, cieszą się odbiciem w srebrnej małej bombce, i tutaj....: i tutaj...

Siedmiomiesięcznica !

Wczoraj mój Syn skończył 7 miesięcy. Powtórzę się - jak ten czas leci! Oczywiście wraz z biegiem czasu przybywa zmartwień, a bo nie podnosi się na rączkach, a bo nie raczkuje, a bo powinien to i tamto. Fakt, niektóre rzeczy powinien robić i mam nieustanny ścisk w żołądku dlaczego akurat mu to nie idzie. Brak dobrego snu w ciągu dnia towarzyszy nam nadal. Z okazji Wojtka 7/12 urodzinek wygraliśmy nagrodę dodatkową w konkursie MAM. ! Już nie mogę się doczekać aż zanurzy w gryzaku swoje opuchnięte dziąsełka... W końcu mogę to napisać - WYCHODZĄ NAM ZĘBY!!! Dziąsła są opuchnięte i marudzenie jest 24 godziny na dobę. Przestałam się martwić, że coś jest poza tym nie tak. Oto mój wczorajszy solenizant: Tak więc czekamy aż pojawi się ten nasz długo wyczekiwany ząbek...tudzież dwa!

ZŁOTE MYŚLI świąteczne

Pamiętacie szkolne zeszyty, pamiętniki, w których odpowiadaliśmy na pytania? Zupełnie wyleciała mi z głowy nazwa, a nazwę miało to niemal "markową". Jak pod koniec pisania posta sobie przypomnę to napiszę bez edycji początku. Ponieważ zbliżają się święta nie będę prosiła o prezenty. Chciałabym poznać moich czytaczy tych regularnych oraz tych przypadkowych przez pryzmat moich świątecznych i nieświątecznych pytań:) Żeby zaoszczędzić wywodów pisemnych powiedzmy że narzucę wybór. Oczywiście, jeśli chcecie komentarz wyboru jest mile widziany. Ha! Mam nazwę. Był to "ZŁOTE MYŚLI" kojarzycie? Jestem w trakcie poszukiwania jakiejś karty, wpisu, skanu lub zdjęcia mojej przeszłości. Może któryś z podstawówkowych znajomych okaże się sentymentalny? Mam nadzieję! A oto pytania dla was: 1. Choinka - sztuczna czy prawdziwa? 2. Bombki czy ręcznie robione ozdoby? 3. Grzybowa czy barszcz? 4. Kutia czy makówki? 5. Najważniejszy zwyczaj wigilijny u Ciebie w domu? 6. Zjaz

Piątek!

Cieszę się co najmniej jakbym była matka pracującą. Czekałam na weekend jak na mannę z nieba! Powoli przyzwyczajam się do tego, że Wojtek się zmienił. Gorzej przyzwyczaić mi się do posiłków o 8:00 i 20:00 i do innej organizacji czasu w ciągu dnia. Wojtek nie umie już sam się bawić. Łóżko traktuje jak klatkę do walk z przewracaniem na brzuch i na plecy. Najczęściej ląduje w pozycji bocznej na barierkach łóżeczka wielce zdziwiony, że przestrzeń mu się skończyła. Najtrudniej mimo wszystko jest w porze spania. Zasypia około 10:00 - 10:30 na swoją przedpołudniową drzemkę. Nigdy nie wiem ile mam czasu, czy zdążę powiesić pranie? Sprzątnąć? Zrobić obiad? A może tylko kawę? Zwykle siadam zajrzeć co tam słychać w wielkiej sieci z kawką w ręku i zaraz już idę do niego bo się obudził. Senki góra 40 minut. Kolejne senki - koło 14:00 - 14:30 to już dylemat. Robić obiad i zjeść obiad? Czy robić i nie jeść a coś przekąsić? TE senki mogą trwać od 30 do 90 minut. Nie wiem od czego to jest zależne?

3..2..1...Kryzys

Długo zastanawiałam się nad tematem wątku. Właściwie sama nie wiem, czy taki właśnie powinien mieć tytuł. Zaczęłam strasznie skarżyć się na własne dziecko, co było kiedyś dla mnie nie do pomyślenia! Nie wiem, które z nas przechodzi ten kryzys, ale nie jest dobrze. Każde marudzenie, płacz, stękanie zwykle miało swoją z góry ustaloną przyczynę. Tymczasem już drugi tydzień zastanawiam się, gdzie podziało się moje dziecko. Mój malutki, grzeczny roześmiany Wojteczek. Zaczynamy jazdę na całego o godzinie 7:00 rano. Kiedyś...było to słodkie przebudzenie, przytulenie, powędrowanie do łóżka mamy i jeszcze godzina lub półtorej senków. Kiedy to było? Maximum miesiąc temu. Dziś - budzimy się z nawet dobrym humorkiem, jednak bardzo łatwym do popsucia. Nie przeze mnie. Przez COŚ. Kiedyś - po senkach do godziny 8:00 było dużo zabawy, jedzenie o 10:00 i kolejne godzinne senki. Dziś - nie ma senków po godzinie 7:00 jest chwilka zabawy i dużo marudzenia do godziny 10:00 kiedy to je mleko i około g

Masakracja...

Pisałam o naprawie Wojtka. Otóż naprawił mi się synuś na kilka dni. Od zeszłego poniedziałku marudzi, buczy, jęczy... a od soboty wręcz wyje:( Nie śpi w dzień dużo, budzi się w nocy co chwilę. Kładę się spać wykończona a wstaję styrana. Taki los Wojtusiowej mamy. Chciałabym tylko wiedzieć o co chodzi tym razem. Nie ukrywam, że liczę na zęby, ale to powoli staje się receptą na wszystko. Więc - jeśli zębule nie wyjrzą na dniach to zacznę drążyć głębiej. Tylko gdzie? W domu zapach pomarańczy - nadziewanych goździkami i suszonych domowym sposobem na kaloryferze Jak już wyschną powiesimy na naszej choineczce. Powyżej to co nadaje sens świętom - laski cynamonu. Zrobimy pachnące świeczki!

Chorowitość....

Dopadło nas:( Najpierw chorobę do domu przyniósł M. Długo się trzymaliśmy, bo aż 3 dni, no ale niestety Wojtek od 2 dni w nocy był niespokojny. Zastanawiałam się, co znowu?!?! No i niestety tym razem nadal nie były to zęby a przeziębienie. Wczoraj moja bezsenność nocna osiągnęła apogeum. Położyłam się spać o 23:00, upewniając się, że mój synuś wypluł smoka. Obudziły mnie głośne stęki Wojtka. Byłam przekonana, że jest co najmniej środek nocy, jednak zerknęłam na zegarek i dochodziła 00:00. Cudem jest, że udało mi się zasnąć i zbudzić się w ciągu jednej godziny. Od godziny "zero" pobudki były już co 15 minut. Idąc do Wojtka pokoju wręcz sunęłam po ścianach. To Wojtek przyzwyczaił mnie do tego, że śpi sobie grzecznie od 19:00 do 5:00 rano. Teraz za wszelką cenę chce mnie od swojego postanowienia odsunąć. O godzinie 4:10, kiedy sunęłam powoli do niego poprawić mu pościel, poduchę, dać smoka, powiedzieć, żeby spał... włączyłam przy okazji czajnik i zrobiłam sobie herbatę. Na

Świąteczny klimat

Jutro już 6 grudnia - Mikołaj, czerwone wdzianko, siwa broda i worek prezentów. Coraz bardziej klimat świąteczny wchodzi na głowę, a ja zastanawiam się czy już na to pora. Nie chcę odsuwać zapachów, widoków i świątecznej aury w nieskończoność, bo obudzę się po świętach z ręką w....nocniku. Nie wiem właściwie, czy już jestem gotowa żeby poczuć "magię" świąt. Dwa lata temu chyba najbardziej czułam nadchodzące święta. Oczekując Kubusia, lepiąc pierogi, obwieszając dom światełkami i zapalając cynamonowe świeczki. Można powiedzieć, że były to najlepsze święta dotychczas. Mimo, że nie ma go z nami wspomnienia tego okresu są bardzo dobre, bardzo wyraźne i szczęśliwe. Byłam wówczas inną osobą... wydaje mi się nawet, że TĄ osobą, w której "to coś" widział mój mąż i w której bratnią duszę widzieli znajomi i przyjaciele. Cicha, ambitna, wesoła, troszkę zwariowana. Święta rok temu nie były już takie kolorowe, mimo że tym razem byłam w 20 tygodniu ciąży z Wojt

Kinesiotaping i naprawa Wojtka

Zacznę od pozytywów. Wojtek się naprawił...a właściwie to naprawiłam go sama. Nie on sam się "popsuł" ani też nie ja...tylko plastry. Jakiś czas temu rehabilitantka zaproponowała mi obklejenie Wojtka plastrami, co by szybciej mięśnie mu się zbierały. Są to takie plastry dla sportowców (jak obklejają się siatkarki). Fachowo obklejanie plastrami nazywa się kinesiotaping.  " Plastry używane do kinesiotapingu nie są nasączone żadną substancją leczniczą, są wodoodporne. Rozciągają się tylko wzdłuż (czyli tak, jak pracujące mięśnie). Są także bardzo elastyczne, zbliżone grubością i ciężarem do skóry człowieka. Mogą być przyklejone do skóry nawet przez kilkanaście dni. Ich wykonanie zapewnia skórze „oddychanie” – plastry przepuszczają powietrze. Nie powodują uczucia „ciągnięcia” znanego z efektu, wywoływanego przez tradycyjne plastry – nie ograniczają więc ruchów ." Wygląda to mniej więcej tak: http://www.milestonemom.com Po pierwszym założeniu było ok.