Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2013

Czy mówić po imieniu???

Aga , Agi, Agna, Agnes, Agunia, Agusia , Agusiaczek, Agusiak, Agut, Aguta, Agutak, Agutek, Aguś , Aguśka, Aguńcia, Aguńka, Gusia, Gusiaczek, Guś, Guśka - znalezione zdrobnienia własnego imienia, w użyciu były tylko te większe, używane głównie przez rodziców. Aguś wyłącznie przez przyjaciół. Jeśli byłaś/eś ze mną w bardzo bliskim kontakcie z pewnością mówiłeś Agura/Agurka - najbardziej na nie reaguję. Jedyną osobą, którą znam około 12 lat, a powiedział do mnie po imieniu kilka razy jest mój mąż. Jeden z tych razów był podczas przysięgi małżeńskiej. Jakoś tak się stało, że nie mówimy do siebie po imieniu. Tak bardzo nie mówimy, że wręcz wyszło to z wprawy, a samo nadanie mojemu mężu imienia jest dla mnie nieswoje, dziwne, niezręczne. Przez usta nie przechodzi mi, by wołając go, prosząc czy odnosząc się do niego powiedzieć właśnie "IMIĘ". Wzięło się to zapewne z młodzieńczych miłostek, dziubkowania, misiowania, kochaniowania... i tak wyszło. Przyznam, że podczas ślubu dzi

Wariatka

Dziś Wojtek spędzał swój trzeci dzień w żłobku. Dziś nadszedł kryzys. Pomijając fakt, że mamy problemy z piciem - nie chce pić, co się nakombinowałam to moje, różne napoje, wody, herbatki, w końcu różne kubki i butelki... Czasem się udaje, czasem nie chce...no ale przecież takie upały są - chłopak musi pić. W żłobie chyba podejście olewatorskie do tego mają. Nie pije, to nie pije. Prosiłam dwa razy, żeby dawać mu chociaż po łyku (ten łyk zawsze weźmie i potem jest BACH butla na ziemię). Prosiłam, żeby często próbować, bo przecież odwodni mi się dziecko. Drugi raz dostałam info ze żłoba "Wojtuś malutko wypił", dziś wręcz powiedzieli mi "nie chciał pić". Jeść też nie chciał. Jadł o 5 rano, po czym w żłobku miał jeść o 10:00....dostałam telefon o 11:30, że Wojtek cały czas płacze, nie zjadł i nie wiedzą co robić. Ponieważ byłam już po rozmowie rekrutacyjnej o pracę poleciałam po niego do żłoba. Wzięłam zalanego łzami na ręce i wetknęłam do buzi butle z kaszą. Wypił.

Paranormalnie

Ostatnimi czasy walczę sama ze sobą. Ciężka jest to walka bo chodzi o pracę. Tak bardzo bym chciała pracować, a tak bardzo ciężko mi oddać Wojtka do żłobka. W poniedziałek będę sprawdzała jego pierwszą reakcję, bo decyzję, że do żłobka Wojtek iść musi podjęliśmy ostateczną. Gdyby tylko finanse pozwalały mi na opiekowanie się nim osobiście jeszcze rok, chętnie bym to zrobiła.  Czuję się niemal jakby go oddawała w czorty, do domu dziecka, do przechowalni, gdzie nie ma miłości, czułości... czuje się źle. Coraz gorzej, bo jutro niedziela a w poniedziałek idziemy w ogień.  Nie wiem jak zniosę psychicznie, że moje dziecko jest tam samo, może płacze, może się uderzyło a mnie tam nie będzie. Już jest mi źle, a wariować to dopiero zacznę. Może to się wydawać dziwne i śmieszne, ale właśnie tak to czuję... Ciężko mi pisać o jakimkolwiek szczęściu. Jest ono uzależnione od syna i tyle na ten temat. Jakiś czas temu coś pękło we mnie i nie potrafię czerpać radości z przyzie

Niewdzięczna.

Każdy dzień zaczyna się mniej więcej tak samo. Pobudka, śniadanie, drzemka, wiertarki młoty pneumatyczne na dworze, wszystko inne co może przeszkodzić Wojtkowi w drzemce i w końcu drzemka. Chwila odpoczynku. Jakiś spacer, obiad, zabawa i kolejna drzemka. Podczas zasypiania trzaskające drzwi u sąsiadów, którzy nie wiedzą czym jest klamka. Szczekający pies na parterze, który tylko wypuszczony za drzwi szczeka po 5 razy na każdym schodku, budząc Wojtka, który szczęśliwie powtarza po psie "hau-hau"... W końcu drzemka, chwila odpoczynku, słychać jak sąsiad z dołu przesuwa stół, krzesła, meble, ktoś ubija kotlety i dzwonek zagubionego listonosza bądź kuriera. Dzwonią tak długo jakbym miała być przygłucha i nie usłyszeć. Jak już wbiegnie na 4 piętro to zapuka 10 razy albo wciśnie 3 razy dzwonek. Widząc moją minę zabiera szybko odpis i wręcz spada ze schodów, bo mam ochotę zabijać. Zamykam drzwi i słyszę jęki Wojtka dobiegające z jego pokoiku. Patrzę na zegarek - 30 minut. No to