Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2012

Odkrycie miesiąca

Pan Żaba. Termofor dla Wojtusia. Pierwsze użycie boskie - trzeba było zgiąć umieszczony w żabie kawałek aluminium i żaba twardniała. Pojawiały się w niej kryształki, które grzały przez 30-40 minut. Potem w instrukcji wyczytałam, że kolejny raz to już żabę trzeba podgrzać samemu. Więc funkcjonowaliśmy tak około miesiąca... Wczoraj ugotowałam żabę w garnku i grudki zniknęły... zwykle jak żaba stygła to pojawiały się spowrotem, a tu nic! Pomyślałam - popsułam żabę.... i niosąc ją do pokoju bawiłam się załączonym w żabie kawałkiem aluminium aż tu nagle... moje kryształki się pojawiły znów i żaba się nagrzała :D Znów mam termofor :) Co do psucia - popsułam wczoraj dziecku karuzelę. Chciałam nakręcić pozytywkę i strzeliło coś w środku. Wojtkowi zbyt to nie przeszkadza bo i tak widziałam ukradkiem jak cieszy się do wiszących zwierzątek. Czego się nie dotknę to sypie mi się to w rękach ehhhh jakbym mogła tak siebie podotykać żeby mi waga spadła :D

Lustro

Cóż... mój pamiętniczek zmienił się troszkę w Wojtaszkowy. No a jaki ma być skoro spędzam z Wojtaszkiem minimum 22 godziny na dobę. Ostatnio bardzo uregulowaliśmy tryb dnia, chociaż nie ukrywam, że Wojtek potrafi cały czas mnie zaskakiwać. Zwykle dzień zwykłej osoby ma swój początek... ja nie wiem gdzie umieścić nasz początek dnia. Może przyjmijmy że jest to godzina 6:00 - 6:30 kiedy Wojtek budzi się na poranne karmienie. Jeszcze zaspany, cichy...idealny. Często do 8 jeszcze pośpimy, noooo albo to ja pośpię a Wojciecha wezmę sobie obok siebie do łóżka i sobie gaworzy pod małym noskiem. Potem karmienie średnio co 3 godziny, a więc nie ma nas o 9:00 12:00 15:00 18:00 i 21:00. I tak w koło. Dziś pierwszy raz Wojtek zobaczył swoje odbicie w lustrze. Trzymałam go na rękach twarzą do kierunku "jazdy" i podeszłam do lustra. Otwierał szeroko oczy aż w końcu zainteresował sie kolegą z naprzeciwka. Jak się uśmiechał i wystawiał język, to było przekomiczne. Tak niewiele trzeba tej ma

Na co komu dziś...

"Po co dalej pić, to samo piwo...kiedy czujesz, że uleciał gaz..." Czy oszczędzam widoku czy nie, nic się nie zmienia. Nigdy nie czerpałam satysfakcji z płaczu. Raz...jeden raz w życiu zareagował na moje łzy. Jakieś 6 lat temu...pamiętam miejsce, sytuację, i co wtedy powiedział. Nigdy nie płakałam żeby wzbudzić poczucie winy, współczucie... Płaczę, żeby się oczyścić, jednak brakuje czasem czułego przytulenia, by dojść do siebie.. jakoś zapomnę.  Kobieta, o którą się nie walczy traci wiarę w miłość, w uczucie, w siebie. Potrzebuję trochę czasu by ta wiarę odnaleźć, może gdzieś indziej.  Drogi pamiętniczku nie napiszę dlaczego moje serce jest pęknięte.. pęknięte po raz któryś. Moje serce chyba już nie jest do naprawienia. Do tego potrzeba dwóch par "chęci".  [...] tym akcentem kończę smutną sferę i nigdy więcej nie będzie tu o miłości..no, chyba że matczynej.

W imię miłości?

Bąbelek kończy dziś 2 miesiące... niby tak szybko zleciało a to dalej tak malutko. Oglądałam przed momentem fotki jak miał około 2 tygodnie. Był tak malusi, że mieścił mi się na przedramieniu. Mogłabym o nim pisać książkę, jest tak kochany. Ostatnio zaczął świadomie się uśmiechać - jest to chyba jedyny prawdziwy i pełen miłości uśmiech jaki kiedykolwiek widziałam. Nie wymuszony, nie udawany... jest jedyny i niepowtarzalny, a najważniejsze jest to, że leczy wszystko. Czasem, kiedy jest mi smutno uśmiecham się do niego i patrzę na te błyszczące oczka, które odwzajemniają uśmiech, to cudowne. Jestem zmęczona. Absolutnie nie macierzyństwem, bo poświęciłam się tej roli w pełni i niczego nie mogę sobie zarzucić... Karmię średnio co 3 godziny, (w nocy mam przerwę czasem 5 co mnie bardzo cieszy bo inaczej bym padła). Wstaję codziennie około 6 na równe nogi i zajmuję się Wojtkiem. W ciągu dwóch miesięcy udało mi się uciąć sobie 2 godzinną drzemkę przed południem. O 22:00 jestem nie do życia i

Smutnostka

Siedzę na ławce między blokami z bliską koleżanką. Na placu zabaw jeżdżą na rowerkach dzieci..jeżdżą w koło uśmiechają się, gonią i przewracają..my spokojnie siedzimy i napawamy się ich widokiem. Ich obraz jednak jest bardzo bladziutki, co mnie nie dziwi, bo i tak jest na tyle wyraźny, bym mogła się uśmiechnąć i cieszyć z ich widoku. Znajoma osoba jedzie nieuważnie na rowerze przez nasz "placyk", ja krzyczę: - uważaj, tu są dzieci!! - jakie dzieci??? - po czym przejeżdża przez sam środek dziecięcej "uczty" a dzieciaki przenikają przez nią jak duszki. - to anielskie dzieci, ona nie może ich zobaczyć - mówi koleżanka. - Tylko my je widzimy...