Wczoraj spędziliśmy z B. leniwy wieczór przy pizzy i sałatce i dobrym filmie. Raz na jakiś czas trzeba pozwolić sobie na troszkę rozpusty w żołądku:) Maluszkowi chyba bardzo spodobała się ta opcja, bo tylko gdy wyciągnęłam nogi i ułożyłam się na boku zaczął fikać mi cały brzuch. No i B. pierwszy raz zobaczył i poczuł swojego Synka, a uśmiech na jego twarzy był bezcenny... i ja w końcu poczułam się spokojna, że Wojtuś zaczął więcej fikać...
Zdecydowanie humor i nastrój zaczyna szwankować. Nie wiem na ile jestem w stanie go kontrolować.
Za tydzień przypada rocznica odejścia naszego pierwszego Synka Kubusia..
Nie wiem jak się zachować, nie wiem czego od siebie wymagać i czego wymagać od innych.
Czy mogę mieć komuś za złe, że się z tym pogodził? Że nie pamięta? Że nie rozumie?
Tak bardzo siedzi to w mojej głowie, że poniekąd na nic nie mam ochoty, a nawet najdrobniejszy smutek wywołuje wielkiego doła i sprowadza się do żalu i tęsknoty.
Czuję, że coraz bardziej żyjemy własnym życiem, co mnie cieszy, bo cieszy mnie wiele rzeczy a fakt, że czasem płyną łzy nie skreśla innych radości.
Nie da się nastawić inaczej niż pozytywnie, wszystkie negatywne myśli wywołuje strach, ale on będzie towarzyszył już do końca. Czasem boje się wybiegać w przyszłość, ale pozwala mi to zabijać narastający niepokój... a najlepiej cieszyć się teraźniejszą chwilą...Wojtusiu jesteś i dziękuję Ci za to. Bądź ze mną do końca, proszę.
Zdecydowanie humor i nastrój zaczyna szwankować. Nie wiem na ile jestem w stanie go kontrolować.
Za tydzień przypada rocznica odejścia naszego pierwszego Synka Kubusia..
Nie wiem jak się zachować, nie wiem czego od siebie wymagać i czego wymagać od innych.
Czy mogę mieć komuś za złe, że się z tym pogodził? Że nie pamięta? Że nie rozumie?
Tak bardzo siedzi to w mojej głowie, że poniekąd na nic nie mam ochoty, a nawet najdrobniejszy smutek wywołuje wielkiego doła i sprowadza się do żalu i tęsknoty.
Czuję, że coraz bardziej żyjemy własnym życiem, co mnie cieszy, bo cieszy mnie wiele rzeczy a fakt, że czasem płyną łzy nie skreśla innych radości.
Nie da się nastawić inaczej niż pozytywnie, wszystkie negatywne myśli wywołuje strach, ale on będzie towarzyszył już do końca. Czasem boje się wybiegać w przyszłość, ale pozwala mi to zabijać narastający niepokój... a najlepiej cieszyć się teraźniejszą chwilą...Wojtusiu jesteś i dziękuję Ci za to. Bądź ze mną do końca, proszę.
Przytulam mocno i wciąż Wam towarzyszę.
OdpowiedzUsuńMaciejka
Głowa do góry, nie myśl za dużo.. ciesz się chwilą. A za tydzień ważne, że Ty będziesz pamiętała. Czas leczy rany..
OdpowiedzUsuńNa razie jestem jeszcze innego zdania...
UsuńCzas dla mnie nie leczy ran tylko uczy z nimi żyć
Ja pamiętam Aguś i tule Cię mocno w tym dniu. Mam nadzieję, że osobiście... A
OdpowiedzUsuńbędzie dobrze :*
OdpowiedzUsuńDobrze Cię pamiętałam :) Zaglądałam kiedyś na tego bloga. Też się dobrze czytało... tylko bardzo smutno było...
OdpowiedzUsuńOby teraz wszystko poszło zgodnie z planem - żebyś w terminie urodziła i przytuliła Wojtusia chwilkę po - bezcenna chwila...
Verita