Przejdź do głównej zawartości

O moim podejściu do wyższych sfer słów kilka..

Żyjemy w państwie katolickim, gdzie coniedzielne msze odprawiane są z zegarkiem w ręku, kilka razy dziennie, o kazaniu nie mającym nic wspólnego z nauką życia w wierze.

Gdy zdarzało mi się stać, lub siedzieć na mszy, nie umiałam słuchać. Wyłączałam się na tą godzinę, by zadowolić /mamę,babcię,ciocię/, że byłam w kościele. Modlitwa po modlitwie, kazanie, kolejne modlitwy, opłatek, ogłoszenia, pieśni. Godzina smutku, patrzenia na ludzi stojących, ze zwieszonymi na bok głowami, dziećmi biegającymi wokół ławek irytujący starsze pokolenie. Słuchający przekrzykujących się staruszek, skłaniających mnie do myślenia, że jak któraś zaśpiewa głośniej niż druga, to będzie bardziej w niebie. Klepiących na umór modlitwy, które wypowiadają automatycznie, z wyuczonymi przerwami...

Modlitwy nie są stworzone przez Boga. Niektóre powstały dopiero w XIII wieku. Czy "modlitwa" nie powinna być spontaniczna? Nasza?

Moje podejście?

- Niech wiara będzie indywidualną sprawą każdego człowieka -

Nie klepię modlitw, bo nie czuję tego. Czasem zwracam się do kogoś na górze z prośbami, podziękowaniami, żalami... Można powiedzieć, że zwracam się do Boga, ale czy tak jest? Bardziej są to zwroty do osoby, która wierze, że jest poza nami... że jest blisko jak jej potrzebuje, że może kiedyś będzie mi dane ją spotkać? Ta wiara mi pomaga. Więc jeśli wierzę, że mój Synek "gdzieś jest", może jest i Bóg. To nie modlitwa, ale jest to moje, nie sztucznie wyklepane i zakończone "amen". Jako dziecko modliłam się często, niektóre wyrazy przekręcając, bo przecież nikt nie pokazał mi sensu modlitwy, tylko wyuczył na pamięć, bo się rymowała...

Kościół? Nie chodzę. Nie czuję potrzeby.

Ślub kościelny? Brałam. Dlaczego? Może dlatego, żeby ta część wiary w "wyższość", która we mnie siedzi miała potrzebę przysięgać miłość przed tą strefą dla nas nienamacalną i przed Mężem. Nie przed księdzem...

Spowiedź? Chętnie - ale ksiądz nie jest dla mnie odpowiednią osobą do odpuszczenia grzechów. Skoro uczymy się żyć w wierze... to uważam, że powinniśmy wierzyć, że nasze grzechy kiedyś zostaną nam odpuszczone, jeszcze przyjdzie czas, jak się oczyścimy.

I ostatnie - podejście do ateistów i agnostyków. To ludzie z własnymi poglądami, a nie diabły i zło, jak ośmielają się mówić niektórzy zażarci katolicy.

Jestem pewnego typu agnostykiem. Może się to kiedyś zmieni, i szanuję ludzi wierzących.

Komentarze

  1. :) Ja szanuję ludzi niewierzących, wierzących 'niepraktykujących' itp., ale coraz częściej się zdarza, że bez wzajemności.. Tacy ludzie często atakują katolików, do tego wrzucając wszystkich do jednego worka. Irytuje mnie to..

    A co do klepania modlitw z wyuczonymi przerwami;) Sajgon by był, gdybyśmy robili przerwy kiedy chcemy;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tam jestem ateistką. Chrzest, komunię, bierzmowanie - mam, bo babcia/mama/ciocia chciała. Sama na mszach się wyłaczałam, więc doskonale wiem co czujesz :) Szanuje ludzi wierzących bez względu na to, jaka by nie była to wiara. Są tylko dwa warunki 1 - nie krzywdź swoją wiarą drugiego człowieka 2 - Nie przekonuj/nawracaj mnie na siłę (jak to się mówi, żyj i daj żyć innym) :) Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakoś nie wynika z tego co piszesz, że szanujesz ludzi wierzących. To, że Ty nie ' czujesz ' Mszy św nie znaczy, że jest ona tym co piszesz. Zdecydowanie nie jest... Może brak w Tobie czegoś.
    I w chrześcijaństwie wiara nie jest sprawą prywatną.
    Ateista, agnostyk, chrześcijanin. Każdy jest człowiekiem. Każdy czegoś szuka - szczęścia, prawdy, sensu ?
    Tylko nie obrażajmy się nawzajem. W opisie masz, że nie oceniasz i nie chcesz być oceniana. Już oceniłaś choćby te starsze panie śpiewające w kościele. Nieładnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy jeśli nie chodzę do kościoła, a wierzę w Boga, to jestem niewierząca? ;)

      Nie wiem gdzie kogo obraziłam, ale jeśli tak to przepraszam.

      Usuń
  4. I w ogóle skąd wiesz co te babcię myślą? I dlaczego godzina smutku? Godzina smutku dla smutnych ludzi chyba...

    OdpowiedzUsuń
  5. Do Anonimowego.

    Szanuję ludzi wierzących, jak sam tytuł postu - jest to MOJE podejście do wiary, więc msza święta jest tym co piszę - DLA MNIE i z mojego punktu widzenia. Nie oceniam staruszek, a piszę jak to wygląda z mojej perspektywy - kto wie, może sama kiedyś taka będę?
    Czy czegoś we mnie brak? Zdecydowanie. Ale wiara i poświęcenie nie pomogą, by to 'coś' odzyskać.
    Dlaczego godzina smutku? - bo tak wygląda niestety u nas msza.

    Nie sądzę, że kogokolwiek obraziłam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. AguQ dziękuję za odwiedziny:) Dla mnie bycie w kościele było podobne jak u ciebie.Ciężko mi było się skupić na słowie bożym,ciężko mi było cokolwiek wynieść.
    Dlatego ja siadając w kościelnej ławce,zaczynam modlitwę od proszenia Boga o łaskę zrozumienia jego słów.I udaje się.
    Wiesz,ty tak odbierasz mszę jako godzinę smutku,bo sama jesteś smutna. Może Ci się to wydaje takie a nie inne.Ja też tak miałam...
    Kościół nie mówi,że modlitwa ma być wypowiadaniem formułek.My ludzie tak uważamy.Od małego uczymy się tych formuł,owszem one muszą byc,ale tak na prawdę modlitwa polega na zupełnie czymś innym-na rozmowie:)

    Dla każdego wiara to co innego,najważniejsze to nie robić innym ludziom krzywdy i żyć w wierze i moralności.
    pozdrawiam:))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Witam :)
Włączyłam moderację komentarzy - by nie umknął mi żaden z nich. Obiecuję publikować wszystkie!
Komentarze są dla mnie bardzo cenne.
Chcesz żebym poczytała co u Ciebie? - daj znać:)

Chcesz zostawić nieprzemyślany, głupi pełny zawiści komentarz? - zastanów się...

Popularne posty z tego bloga

Retrospekcja świąteczna czyli druga gwiazdka Wojtka ;)

2012... Dziś opowiem wam powiastkę Jak mój Wojciech spędził gwiazdkę. Mimo że był jeszcze mały, Spędził z nami wieczór cały. Pierwsze święta w większym gronie, W swej anielskości najlepszej odsłonie. Były Kolędy, była choinka Na sam jej widok wesoła minka. Było na stole potraw ze dwieście, Opłatki, pierogi i ryby w cieście. Wojtek niestety na mlecznej diecie, Nie pije maluch barszczyku przecie, Za to w te święta które tuż tuż Skubnie co nieco ze stołu już. Drugie to święta będą wspaniałe, Z synkiem który rozjaśnia me dni, Bo każdy dzień z nim spędzam wytrwale I cieszę się z każdych danych mi chwil. A po wieczerzy, choinka zabłyśnie, Rozjaśni tego wieczoru moc, Gwiazdeczka z prezentem przez komin się wciśnie I schowa podarki głęboko pod koc. My te prezenty spod koca wyjmiemy Zajmując w międzyczas Wojtkowe myśli, Wszystkie prezenty pod drzewko kładziemy, By mógł pomyśleć, że czar się ziścił. Nie mogę doczekać się tej radości, Tych wspólnych chwil tak pełnych

Podyskutujmy...o rumorze w kościele :)

Ostatnio skacząc po różnych stronkach na facebooku w oczy wpadł mi pewien "post", "prośba", czy nawet nazwę to "żal". Posta napisała dość młoda osoba, szacuję ją osobiście na około 19-20 lat. Pozwolę sobie zacytować treść posta: "DRODZY RODZICE! Kiedy wchodzę do Kościoła, zauważam, że przychodzą rodzice z małymi dziećmi. W trakcie odprawiania mszy słyszę ich płacz, krzyk, a nawet piskliwe wrzaski na cały budynek. Wg mnie takie dzieci nie rozumieją, co się w Kościele dzieje. Również nie potrafią zachować się jak inni. Rodzice się modlą, a dziecko nagle płacze. Nawet przez to nie można zwrócić uwagi ani na Ewangelię, ani na kazania. Często matki wychodzą z pociechami, aby innym nie przeszkadzały, i więcej z nimi nie wracają. Około roczne dzieci zaczynają interesować się światem – to naturalne z ich strony. Ale, gdy są brane do Kościoła – są dręczone przez rodziców. Jest to niemal brak wyobraźni! Jak można wprowadzać takie dziecko, jak jeszcze

o małym aniołku

3-go kwietnia do nieba poleciał mały aniołek. Malutka Madzia. Córeczka Chrzestnej Wojtusia. Urodziła się o wiele za wcześnie, mimo to walczyła dzielnie cały tydzień i zdążyła ucieszyć niejedno serce. Wierzę, że znalazła już Kubusia w TAMTEJ krainie i bawią się razem... Takie rzeczy nie powinny spotykać rodziców :(