Hej:)
No to piszę jak to wszystko się działo...
1 maja po wygrzewaniu się w cieniu na działeczce mocno źle
się czułam i postanowiłam pojechać na IP żeby chociaż zrobili KTG bo Wojtaszek
kopał mnie tak mocno że cała byłam w strachu. Dodatkowo czułam dziwne
"pulsowanie" w brzuchu co na pewno nie było jego czkawką...
Odmówili mi KTG, ewentualnie kazali kłaść się na oddział, bo
"takie procedury" a rano do domu. KTG podłączyli mi koło 22:00 trwało
2,5 godziny... słyszałam jak puls co chwile spada do 110 i włącza się lampka
alarmowa. Co chwile ktoś przychodził i kazał mi zmieniać pozycje. Całą noc nie
spałam, wiedziałam że KTG nie wychodzi „idealnie” a mimo to w końcu je
odłączyli i kazali spać.
Rano 2 maja powtórzyli KTG i wyszło rewelacyjnie.
Powiedzieli że pójde do domu ale jeszcze dla pewności zrobili USG z przepływami
i... okazało się, że wód bardzo mało - kazali zostać na oddziale.
W między czasie KTG wychodziło raz dobrze, raz "zbyt
płasko". Mały po prostu przysypiał - po każdym "dziwnym" KTG od
razu USG i przepływy. Od 1-6 maja co chwile czyms się stresowałam, dodatkowo
nic się nie działo, bo to długi weekend i lekarze na majówkach
W poniedziałek 7 maja na pierwszym obchodzie pobrali mi krew
do badań i powiedzieli, że jak wszystko będzie ok to do domu - na drugim
obchodzie CRP prawie 9 więc przepisali antybiotyk do pątku i kazali zostać na
obserwacji.
W międzyczasie wody się poprawiły, AFI wzrosło do 8, a CRP
po 5 dniach DUOMOXU pozostało bez zmian. Cała się stresowałam, bo w poprzedniej
ciąży też zaczęło się od kłopotów z CRP.
Od 11-14 maja pakowali mi kolejny antybiotyk dożylnie, a ja
już ledwo chodziłam. Wojtuś tak mi naciskał na miednicę, że nie umiałam kilku
kroków zrobić do toalety.
Co obchód to kolejna teoria i pomysł na to "CO ZE MNĄ
ZROBIĆ". Raz słyszałam, czekamy do 37, raz że do 39 TC, co chwile, że mam
iść do domu i że jednak zostaje... Dodatkowo ordynator widząc mnie 14 dzień z
rzędu po 2 razy za każdym razem pytał o wskazania do CC i moją historię (co
dzień w dzień mnie osłabiało, a ja osłabiałam dziecko płaczem).
Poniedziałek i wtorek (dwa dni przed CC) praktycznie mój
mózg się wyłączył. Bałam się każdego dnia i zarazem chciałam zeby jeszcze był w
brzuchu bo to dla niego najlepsze...
We wtorek 15-go czułam częstsze skurcze, ale na KTG nie
rysowały się jakoś niepokojąco.. Doprosiłam sie o podanie zastrzyków na płucka
i byłam trochę spokojniejsza (prosiłam od paru dni, ale twierdzili że nie sa
potrzebne). wieczorem zaczął boleć mnie brzuch co zgłosiłam na obchodzie, mały
zdecydowanie mało się ruszał, ale po zgłoszeniu lekarzowi powiedział tylko
"brzuch ma boleć, jest pani w ciaży" "KTG niekonieczne".
Faszerowali mnie hydroxyzyną na noc a ja i tak nie spałam.
Rano dalej bolał brzuch i czułam wyraźnie skurcze. Doprosiłam się KTG i
zdecydowanie rysowały się w granicach 50% co 15 minut. Na obchodzie
zaproponowali mi amniopunkcję, bo powiedzieli, że nie podejma decyzji o
wyciągnięciu wcześniaka, jeśli miałby sobie nie poradzić to wyciszą skurcze.
Spanikowałam, decyzję musiałam podjąć od razu, lekarz
uspokajał że to niegroźne dla dziecka. Przed amniopunkcją zrobili USG - AFi 5.
Kazali leżeć i czekać. Po pół godzinie (środa 16-go) zabrali mnie na AMNIO,
odwieźli na łóżku do sali i podłączyli
KTG. I chyba wtedy się wszystko rozhulało... Skurcze były już regularne, co 10
minut, a do mnie nikt nie przychodził. około 12:30 zabrali mnie na porodówkę na
"kroplówkę", której nie zdążyli podłączyć bo o 12:45 przyjmowałam już
wkłucie w kręgosłup ze znieczuleniem... trzęsłam się jak galareta, nie mogłam sie
opanować, chciało mi się płakać i bałam się co będzie dalej...
Położyli mnie na stole podpięli te wszystkie sprzęty,
postawili ten zielony parawan a ja trzęsłam się z zimna. Pytali, czy działa
znieczulenie, a ja błagałam żeby jeszcze chwile poczekali, bo widze jak ruszam
stopami :D
Za głową siedziała mi Pani anestezjolog i znów padło pytanie
o moje poprzednie CC i kto na mnie czeka w domu...:(
Spytała później, czy moga zacząć, ja mówię, że chyba jeszcze
nie działa. i słyszę:
- Działa działa, już zaczęliśmy kroić.
Momentalnie zrobiło mi się słabo, niedobrze, bałam się że
zwymiotuję...ciśnienie spadło, czułam jak odpływam... dostałam efedrynę i
jeszcze coś i od razu zrobiło się lepiej. Potem czułam tylko to rozpychanie,
naciąganie, rwanie...
Anestezjolog powiedziała : TERAZ BĘDZIEMY WYCIĄGAĆ DZIECKO,
co pani czuje?
- ZGAGĘ :Śmiech:
W każdym razie bardzo nieprzyjemne uczucie. Spytałam, czy
jest już mąż. Powiedzieli, że nie wiedzą.
Potem usłyszałam ten krzyk, na który tak długo czekałam, nie
płakałam. Słuchałam...rozpływałam się w jego dźwięku. Chwilę później
poinformowali mnie, że Wojtuś dostał 10 punktów, ma 50cm i waży 2900g. Pokazali
mi go na chwilkę, zdążyłam dac mu całusa i spytać, czy ma włoski (nie wiem skąd
to pytanie przyszło mi do głowy, ale było jedynym, które zadałam).
Za chwilę go zabrali, wiedziałam, że zobaczy go jeszcze Mąż.
Potem ogarnął mnie spokój...już tylko mnie zszywali, w radiu
leciała piosenka „Jak zapomnieć” ... Niezbyt nastrojowa, ale pamiętam.
Ginekolog, która pomogła mi przez ten cały szpital przejść sama robiła mi
cięcie.
Koło godziny 16:00 dostałam Wojtusia na całe 8 godzin. To
był tylko nasz czas...
Dostałam Największy Skarb jaki mogłam dostać!
Ważne że po wszystkim i że mały zdrowy
OdpowiedzUsuńGratulacje! Wojtuś prezentuje się kwitnąco. Gratuluję rodzicom:)
OdpowiedzUsuńJezu jaki słodziutki :)))
OdpowiedzUsuńPiękny. Sporo przeszłaś, ale już po wszystkim, odpoczywaj i raportuj rozwój małego ;)
cudownie, ze wszystko dobrze sie skonczylo. A Wojtus to straszny przystojniak :)
OdpowiedzUsuńGratuluję, jak czytam takie opisy z CC to dziękuje Bogu że ja miałam znieczulenie ogólne. Rozwyłabym sie na stole chyba z nerwów:)
OdpowiedzUsuńOch jaki słodki! Gratuluje! :)
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cię, ileż Ty dziewczyno przeszłaś! Ile nerwów musiało Cię to wszystko kosztować... Ale nagrodę już masz:) To najważniejsze:)
OdpowiedzUsuńNapisz jak czujesz się mamusią:)
Pozdrawiam:)
Trochę wody upłynie nim te wszystkie bolesne i trudne chwile zbledną w Twej pamięci.
OdpowiedzUsuńZe swojego (pierwszego porodowego doświadczenia) wiem, że z czasem zbledną.
Przytulam mocno!
A Wojtuś super chłopak - wcale nie wygląda na wcześniaka :-)
Maciejka
Wojtuś jest prześliczny :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że jest już z Wami :))))
Pozdrawiam Was i ściskam :)
to będzie kawał chłopa :)
OdpowiedzUsuńUroczy maluszek, ale nie zazdroszczę szpitalnych przejść...
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń