Czasem tak bywa, że jest się dokładnym przeciwieństwem siebie, nie jestem przecież robotem, zaprogramowanym na "uśmiech" bądź "przyjemną konwersację". Wszystko zależy od sytuacji. Na ogół nigdy nie byłam bardzo wygadaną osobą, raczej wolałam słuchać, pochłaniać i często w tej sytuacji nie zwracałam uwagi, że sama nic od siebie nie dałam, tylko ewentualnie odpowiedziałam coś w "swoim" wątku. Zdarza mi się to do dziś.
Są oczywiście takie osoby, którym mogłabym nawijać masę godzin i nigdy nie wyczerpią się tematy. Jednak, te "osoby" mają ze mną kontakt raz na jakiś czas (miesiąc, dwa, trzy....). JEDYNĄ osobą, z którą potrafię rozmawiać właściwie cały czas jest Mąż. Jest jednocześnie Mężem jak i przyjacielem, mimo, że wkłada bardzo mało sił, aby mnie zrozumieć. Możliwe, że i ja wkładam za mało od siebie by zrozumieć jego, bo czasem mam wrażenie, że oczekuje ode mnie czegoś, ale nie mówi mi o tym wprost. Albo jeszcze inaczej - mówi po fakcie, dodając wielkie pretensję co mnie całkowicie rozbija.
Nie wszystkie oczekiwania można spełniać. To trochę tak, jak spełnianie życzeń. Czasem w zasadzie nie wiem czego ludzie ode mnie chcą. Nie jestem niemiła, nie jestem chamska...a mimo to wiecznie czuje się gorsza. Gorsza, bo nie zachowałam się tak, jak ktoś sobie wymarzył. Gorsza, bo nie mam kurwa pojęcia co ja mam robić, żeby atmosfera była normalna. Dla mnie normalna atmosfera to szczerość. Nienawidzę sztuczności, więc i nie będę sztucznie spełniać oczekiwań innych bo jest to skłócone z moją naturą. Nie umiem kłamać i bardzo nie popieram kłamstwa, a mam wrażenie że zewsząd mnie ono otacza.
M co jakiś czas stosuję tzw "kłamstwo w dobrej wierze". "jest to tylko drobne NIEDOPOWIEDZENIE, nie skłamanie a bardzie nie powiedzenie prawdy, po to, aby żona się nie denerwowała". W rezultacie wychodzi na jaw niewypowiedziana prawda oraz kłamstwo, noż ręce opadają. Ja oczekuję, że nie będę okłamywana nawet drobnostkami, no ale ciężko liczyć na rezultaty skoro to siedzi w czyjejś naturze.
Czy jeśli ktoś za wszelką cenę chce Cię zmieniać i wychowywać... to czy to nie jest w pewien sposób brak akceptacji?
Niech na mnie psioczą...
Niech na mnie nadają...
Niech się żalą i skarżą...
Jestem jaka jestem.
Są oczywiście takie osoby, którym mogłabym nawijać masę godzin i nigdy nie wyczerpią się tematy. Jednak, te "osoby" mają ze mną kontakt raz na jakiś czas (miesiąc, dwa, trzy....). JEDYNĄ osobą, z którą potrafię rozmawiać właściwie cały czas jest Mąż. Jest jednocześnie Mężem jak i przyjacielem, mimo, że wkłada bardzo mało sił, aby mnie zrozumieć. Możliwe, że i ja wkładam za mało od siebie by zrozumieć jego, bo czasem mam wrażenie, że oczekuje ode mnie czegoś, ale nie mówi mi o tym wprost. Albo jeszcze inaczej - mówi po fakcie, dodając wielkie pretensję co mnie całkowicie rozbija.
Nie wszystkie oczekiwania można spełniać. To trochę tak, jak spełnianie życzeń. Czasem w zasadzie nie wiem czego ludzie ode mnie chcą. Nie jestem niemiła, nie jestem chamska...a mimo to wiecznie czuje się gorsza. Gorsza, bo nie zachowałam się tak, jak ktoś sobie wymarzył. Gorsza, bo nie mam kurwa pojęcia co ja mam robić, żeby atmosfera była normalna. Dla mnie normalna atmosfera to szczerość. Nienawidzę sztuczności, więc i nie będę sztucznie spełniać oczekiwań innych bo jest to skłócone z moją naturą. Nie umiem kłamać i bardzo nie popieram kłamstwa, a mam wrażenie że zewsząd mnie ono otacza.
M co jakiś czas stosuję tzw "kłamstwo w dobrej wierze". "jest to tylko drobne NIEDOPOWIEDZENIE, nie skłamanie a bardzie nie powiedzenie prawdy, po to, aby żona się nie denerwowała". W rezultacie wychodzi na jaw niewypowiedziana prawda oraz kłamstwo, noż ręce opadają. Ja oczekuję, że nie będę okłamywana nawet drobnostkami, no ale ciężko liczyć na rezultaty skoro to siedzi w czyjejś naturze.
Czy jeśli ktoś za wszelką cenę chce Cię zmieniać i wychowywać... to czy to nie jest w pewien sposób brak akceptacji?
Niech na mnie psioczą...
Niech na mnie nadają...
Niech się żalą i skarżą...
Jestem jaka jestem.
Faceci wylewni to nie sa. Zachowujesz sie tka jak Ty chcsz a nie jak inni chca. Moze porozmawiaj z mezem o tym
OdpowiedzUsuńRozmowa - to kolejna bariera naszego związku. Każda poważna kończy się kłótnią i wypominaniem sobie wad. Chyba wolę nie rozmawiać niż zdupczyć sobie weekend fochami
UsuńNa dłuższą mete tak nie wytrzymasz bez rozmowy
UsuńTutaj nie tylko chodzi o mężczyznę, ale też o mnie samą. I na to składa się wszystko po części. Jeśli rozmowa coś da - porozmawiam. Jednak niestety tak jak zawsze poskutkuje tylko na chwilę...
Usuńja to w jakimś błędnym kole jestem;/
może powinnaś też troche zmienił wlasne myslenie i podejscie
Usuńna jakie?? Moje podejście jest neutralne, staram się dopasować
UsuńNie wymagasz wiele, właściwie to samych podstaw. Jednak mam wrażenie, że wszyscy faceci mają taką naturę. Nie mówią nam pewnych spraw, chcą sami je rozwiązać albo powiedzieć nam "później", a wychodzi z tego jeden wielki placek :/
OdpowiedzUsuńTrzeba się do nich jakoś dostosować, ale nie za wszelką cenę... i nie kosztem uczuć
UsuńPrzede wszystkim nie powinnaś patrzeć na innych. Ty jesteś człowiekiem, a nie robotem ,jak wspomniałaś i nie możesz zakładać masek dla ludzi, jeśli Ci to nie w smak. Natomiast jeśli ktoś próbuje Cie zmieniać to raczej nie Ciebie chciał, tylko jakieś wypisany, wyrysowany w wyobraźni charakter...
OdpowiedzUsuńCzasem maska to jedyne wyjście...dopóki sprawy się nie wyklarują
Usuńprzeczytalam historie kubusia i jest bardzo podobna do historii synka mojej siostry tylko ze on zyl 1 tydz byl wczesniakiem urodzil sie w 6 m-cu niesttey zarazil sie sepsa na oddziale i zmarl :(
OdpowiedzUsuń