Mamy czwartek wieczór. Tak. Zanim napisałam pierwsze zdanie dwa razy zerknęłam na zegarek i kalendarz. Ostatnio tracę poczucie czasu a jedyne na co czekam w tygodniu to weekend, kiedy wreszcie nie będziemy z Wojtkiem sami.
Zaczęło się właściwie we wtorek. Z rana, kiedy zawsze Wojtuś jest pogodny zrobił się marudny. Wszystk oco robiłam było nieakceptowane, niefajne, złe...buuuuu yyyyy.... Wychodziłam z siebie. Oprócz marudzenia nic się nie zmieniło. Na wtorkowej rehabilitacji Wojtek ćwiczył dość fajnie, pod koniec akcentując swoje zmęczenie i zaczynając koncert buczenia. Wieczorem fochy i stęki nie miały końca...aż do momentu pójścia spać, kiedy to nastała w domu wieeelka cisza. Cisza tak wielka, że czasem czuje się w niej nieswojo. Niestety tylko na chwilę, bo pobudki odbywały się o 22:00 o 24:00 i potem już co godzinę. Takie 2-3 minutowe wiercenie w łóżeczku...no ale wstać przytulić trzeba. Nagle BACH! 5:00 Wojtek głodny a ja otwieram oczy z nadzieją, że zobaczę na zegarku jakąś wczesno - nocną godzinę. Nic z tych rzeczy. Sytuacja powtórzyła się też wczorajszej nocy, a dziś od samego rana Wojtek marudzi.
Marudzi z tą różnicą, że ominął swoją codzienną godzinną drzemkę o 10 rano zastępując ją 15 minutowym spokojnym leżeniem od 11:00 do 11:15. Z nadzieją, na późniejsze senki znosiłam jęczenie z twardym sercem, jednak nic innego mnie nie niepokoiło. Zasnął o 12:00 i pospał do 12:20. Masakra. Obiadek zjadł calutki co mnie bardzo zdziwiło, bo nie wiedziałam czego się po nim spodziewać. Ostatecznie omijając kolejną porę snu pojechaliśmy na rehabilitację na 16:00. Oczywiście już po 40 minutach był płacz, marudzenie...Wojtek był najzwyczajniej zmęczony. Zasnął dopiero w drodze powrotnej o 17:30... i pospał do 18:10. Całkiem. Przed kąpielą wychodził z siebie a ja razem z nim. I kolejna niespodzianka... zasypiał nie jak zwykle - 3 minuty...położony w łóżeczku przytulony do podusi..ale 40 minut gadając i mamrocząc pod noskiem "ta-ta-ta". Ze zmęczenia i się śmiałam i płakałam.
Mamy godzinę 22:00...idę spać. Mam nadzieję, że zobaczę rano chocziaż zalążki zębów...bo jeśli to nie zęby to ja błagam o rady :D
Zaczęło się właściwie we wtorek. Z rana, kiedy zawsze Wojtuś jest pogodny zrobił się marudny. Wszystk oco robiłam było nieakceptowane, niefajne, złe...buuuuu yyyyy.... Wychodziłam z siebie. Oprócz marudzenia nic się nie zmieniło. Na wtorkowej rehabilitacji Wojtek ćwiczył dość fajnie, pod koniec akcentując swoje zmęczenie i zaczynając koncert buczenia. Wieczorem fochy i stęki nie miały końca...aż do momentu pójścia spać, kiedy to nastała w domu wieeelka cisza. Cisza tak wielka, że czasem czuje się w niej nieswojo. Niestety tylko na chwilę, bo pobudki odbywały się o 22:00 o 24:00 i potem już co godzinę. Takie 2-3 minutowe wiercenie w łóżeczku...no ale wstać przytulić trzeba. Nagle BACH! 5:00 Wojtek głodny a ja otwieram oczy z nadzieją, że zobaczę na zegarku jakąś wczesno - nocną godzinę. Nic z tych rzeczy. Sytuacja powtórzyła się też wczorajszej nocy, a dziś od samego rana Wojtek marudzi.
Marudzi z tą różnicą, że ominął swoją codzienną godzinną drzemkę o 10 rano zastępując ją 15 minutowym spokojnym leżeniem od 11:00 do 11:15. Z nadzieją, na późniejsze senki znosiłam jęczenie z twardym sercem, jednak nic innego mnie nie niepokoiło. Zasnął o 12:00 i pospał do 12:20. Masakra. Obiadek zjadł calutki co mnie bardzo zdziwiło, bo nie wiedziałam czego się po nim spodziewać. Ostatecznie omijając kolejną porę snu pojechaliśmy na rehabilitację na 16:00. Oczywiście już po 40 minutach był płacz, marudzenie...Wojtek był najzwyczajniej zmęczony. Zasnął dopiero w drodze powrotnej o 17:30... i pospał do 18:10. Całkiem. Przed kąpielą wychodził z siebie a ja razem z nim. I kolejna niespodzianka... zasypiał nie jak zwykle - 3 minuty...położony w łóżeczku przytulony do podusi..ale 40 minut gadając i mamrocząc pod noskiem "ta-ta-ta". Ze zmęczenia i się śmiałam i płakałam.
Mamy godzinę 22:00...idę spać. Mam nadzieję, że zobaczę rano chocziaż zalążki zębów...bo jeśli to nie zęby to ja błagam o rady :D
Hmmm w sumie chyba mogą być zęby, bo to juz chyba czas? :)
OdpowiedzUsuńczas czas...ja miałam pierwszego w wieku 3,4 miesiąca.
UsuńJejku, oby to były ząbki ;-)
OdpowiedzUsuńNo to czekamy na pierwsze zębole :))))
OdpowiedzUsuńPewnie masz rację, ze ząbki będa się pokazaywac
OdpowiedzUsuńmyślę, że ząbki się pokażą w niedługim czasie :) trzymajcie się
OdpowiedzUsuńmoże ząbki, a może po prostu marudki. mój synuś tez czasem ma takie trzydniówki i padam wtedy z nóg.
OdpowiedzUsuńa na ząbki też czekamy z niecierpliwością :)