Każdy dzień zaczyna się mniej więcej tak samo. Pobudka, śniadanie, drzemka, wiertarki młoty pneumatyczne na dworze, wszystko inne co może przeszkodzić Wojtkowi w drzemce i w końcu drzemka. Chwila odpoczynku. Jakiś spacer, obiad, zabawa i kolejna drzemka. Podczas zasypiania trzaskające drzwi u sąsiadów, którzy nie wiedzą czym jest klamka. Szczekający pies na parterze, który tylko wypuszczony za drzwi szczeka po 5 razy na każdym schodku, budząc Wojtka, który szczęśliwie powtarza po psie "hau-hau"...
W końcu drzemka, chwila odpoczynku, słychać jak sąsiad z dołu przesuwa stół, krzesła, meble, ktoś ubija kotlety i dzwonek zagubionego listonosza bądź kuriera. Dzwonią tak długo jakbym miała być przygłucha i nie usłyszeć. Jak już wbiegnie na 4 piętro to zapuka 10 razy albo wciśnie 3 razy dzwonek. Widząc moją minę zabiera szybko odpis i wręcz spada ze schodów, bo mam ochotę zabijać. Zamykam drzwi i słyszę jęki Wojtka dobiegające z jego pokoiku. Patrzę na zegarek - 30 minut. No to pospane a ja w dupie.
Pozytywnym jest, że zaraz mąż wraca z pracy i jesteśmy w trójkę. Wojtek nabiera nowych energii, cieszy się byciem z tatą a ja kombinuję jak tu zjeść obiad z mężem. Nadchodzi wieczór i po położeniu Wojtka dylematy czy wybrać wypoczynek, film, rozrywkę czy może poćwiczyć. No i jeszcze jakąś kolację przydałoby się przekąsić, nagle jest 22:00. Kolejny dylemat - spać czy nie. Gdyby nie fakt, że ostatnio nie sypiam, a jak już to bardzo słabo, wybieram chwilę rozrywki. W końcu gasną światła, zanurzam się pod kołdrę i dobiega mnie muzyka filmowa, zdania, dialogi, krzyki. 2 piętra niżej głuchy dziad włączył telewizor. Na pełny regulator. Telewizor u dziada będzie grał do 5 rano. O 5 rano dziad zmienia stanowisko na kuchenne i włącza równie głośno radio. O 5 rano budzi się Wojtek domagając się mleka. Często udaje mi się jeszcze go odłożyć spać, no ale moje krzątanie się po kuchni budzi naszego kota, który spać już nie zamierza. Siada przy kwiatku bawiąc się w ten sposób, że w końcu ryknę i odgonię kota od kwiatka. Za chwilę kot lata z jakimś papierkiem po całym domu odbijając się od ścian. Co chwilę wstaję i chowam papierki pod poduszkę, z chwili na chwilę zostaje ich co raz mniej. W końcu kot zmęczony pada na łóżko (tak... na łóżko - najlepiej jeszcze na mnie) i zasypia. Jednak niemal od razu budzi się Wojtek i zaczynamy swój dzień....:)
Ponarzekałam?
Wbrew pozorom jestem najszczęśliwszą matką Wojtka. Jest sensem tego co się dzieje i nadzieją na każdy kolejny dzień. To dzięki niemu dziś wstaję uśmiechnięta z łóżka nawet o 5 czy 6 rano.
W końcu drzemka, chwila odpoczynku, słychać jak sąsiad z dołu przesuwa stół, krzesła, meble, ktoś ubija kotlety i dzwonek zagubionego listonosza bądź kuriera. Dzwonią tak długo jakbym miała być przygłucha i nie usłyszeć. Jak już wbiegnie na 4 piętro to zapuka 10 razy albo wciśnie 3 razy dzwonek. Widząc moją minę zabiera szybko odpis i wręcz spada ze schodów, bo mam ochotę zabijać. Zamykam drzwi i słyszę jęki Wojtka dobiegające z jego pokoiku. Patrzę na zegarek - 30 minut. No to pospane a ja w dupie.
Pozytywnym jest, że zaraz mąż wraca z pracy i jesteśmy w trójkę. Wojtek nabiera nowych energii, cieszy się byciem z tatą a ja kombinuję jak tu zjeść obiad z mężem. Nadchodzi wieczór i po położeniu Wojtka dylematy czy wybrać wypoczynek, film, rozrywkę czy może poćwiczyć. No i jeszcze jakąś kolację przydałoby się przekąsić, nagle jest 22:00. Kolejny dylemat - spać czy nie. Gdyby nie fakt, że ostatnio nie sypiam, a jak już to bardzo słabo, wybieram chwilę rozrywki. W końcu gasną światła, zanurzam się pod kołdrę i dobiega mnie muzyka filmowa, zdania, dialogi, krzyki. 2 piętra niżej głuchy dziad włączył telewizor. Na pełny regulator. Telewizor u dziada będzie grał do 5 rano. O 5 rano dziad zmienia stanowisko na kuchenne i włącza równie głośno radio. O 5 rano budzi się Wojtek domagając się mleka. Często udaje mi się jeszcze go odłożyć spać, no ale moje krzątanie się po kuchni budzi naszego kota, który spać już nie zamierza. Siada przy kwiatku bawiąc się w ten sposób, że w końcu ryknę i odgonię kota od kwiatka. Za chwilę kot lata z jakimś papierkiem po całym domu odbijając się od ścian. Co chwilę wstaję i chowam papierki pod poduszkę, z chwili na chwilę zostaje ich co raz mniej. W końcu kot zmęczony pada na łóżko (tak... na łóżko - najlepiej jeszcze na mnie) i zasypia. Jednak niemal od razu budzi się Wojtek i zaczynamy swój dzień....:)
Ponarzekałam?
Wbrew pozorom jestem najszczęśliwszą matką Wojtka. Jest sensem tego co się dzieje i nadzieją na każdy kolejny dzień. To dzięki niemu dziś wstaję uśmiechnięta z łóżka nawet o 5 czy 6 rano.
Czasem mam tak samo :)
OdpowiedzUsuńNa każdy dźwięk nóż w kieszeni mi się otwiera i ogarniają mnie mordercze instynkty :)
Czasem :)
Pozdrawiam serdecznie!!
życie bez narzekania straciłoby chyba swój urok...
OdpowiedzUsuńChyba mamy podobnie :) Zawsze jak Mała zasypia, to nagle wszystkim sąsiadom przypomina się, że muszą zrobić remont :) Takie uroki mieszkania w bloku;/
OdpowiedzUsuńJa się cieszę że mieszkamy w domku ;) Przychodzi pora drzemki, wyłączam domofon, jest cisza, spokój, zza ściany nikt nie hałasuje ;)
OdpowiedzUsuńno i ja ;)też mieszkam w bloku, ktoś puknie ,stuknie. poza tym mieszkami=y niedaleko szkoły, a teraz ciepło i okna pootwierane ,więc na przerwach słychać te rozwrzeszcaną hałastrę, a wieczorami młodzież grajaca na boisku
OdpowiedzUsuńNo ponarzekałaś :P
OdpowiedzUsuńAlbo sąsiedzi którzy zaczynają remonty równo z sesją:/
OdpowiedzUsuńjakbym czytała o sobie :P Zresztą w rodzinie jestem słynna z narzekania, niestety. Ale jak to mówię, trochę ponarzekam "na głos" i już mi lepiej ;)
OdpowiedzUsuńa ja nie narzekam bo mi się później jeszcze gorzej wszystko pierdzieli hihi ;)
OdpowiedzUsuńJa dzis tez ponarzekalam sobie w pracy. A co :) Czasem trzeba !
OdpowiedzUsuńNo przynajmniej wywaliłaś to z siebie :D
OdpowiedzUsuń