Nie wiem czy posiadam swoją pracę marzeń. Możliwe, że gdybym kształciła się w jasno wyznaczonym kierunku dziś robiłabym (albo i nie) coś, co sprawiałoby mi radość.
Pytanie zadać sobie muszę, czy jestem aż tak bezpłciowa, czy może tak bardzo wszechstronna i elastyczna, że dopasowuje się do sytuacji jak kameleon?
Pracuję, mam z tego pieniądze, mogę kupić czasem coś Wojtkowi, nie płaczę pod koniec miesiąca z braku środków do życia. Kolorowo też nie jest, ale jest NORMALNIE. O to między innymi chodziło.
Praca w korporacji jednak chyba nie jest dla ludzi o słabych nerwach. Masa różnorodnych charakterów, i słabych i silnych, tak samo zdesperowanych do osiągania swoich celów. Wydawałoby się, że poczułam stabilizację zawodową. Nic bardziej mylnego. Stabilizacja jest w policji, wojsku, nfzcie, zusie i innych takich, których to ze stołka strącić się nie da nim nie pomrą, lub nasrają we własne gniazdo, by móc ich usunąć i dać szansę innym. W korporacji nie ma stabilizacji.
Cieszy mnie umowa "nieśmieciowa", jednak czas określony nie napawa mnie optymizmem. Starsi pracownicy uświadamiają i straszą jak niepewnie stąpamy po firmowych kaflach i jak ciężko ich psychika znosi natłok obowiązków.
Z własnego doświadczenia nie mogę pisać o rozwoju w korporacji o której myślę. Stanie długi okres na tym samym szczeblu drabiny może zniechęcać, a wiek przełożonych dawać do zrozumienia. Jeśli liczymy na awans, od korporacji musimy trzymać się z dala.
Dopóki nikt nie ocenia Twojej pracy czujesz się dobrze. Jednak bardzo prędko zaczynają porównywać Cię do innych osób i robić z Ciebie osobę typu "gorszego", "trzeciego". Nawet nie zdajesz sobie sprawy kiedy zaczynasz po trupach do celu starać się być choć odrobinę lepszym zawodnikiem...upsss - pracownikiem. Choć nie ukrywam, że wyścig szczurów w korporacji nie jest zbyt ukrywany.
Z pozoru wszyscy są Twoimi znajomymi z pracy, dopóki nie włożysz patyka w ich mrowisko. Niemiłe maile, uszy w ścianach i plotki. Doświadcza ich nawet osoba świeża, która jeszcze nie odcisnęła tyłka na dywaniku u szefa i jest nieznana osobą plotkującym.
Praca w korporacji odbija się na zdrowiu. Już czuję ujemne skutki siedzącego trybu życia, przenoszenia wzroku z papierów na komputer.
Mimo wszystko chcę pracować. Nie dlatego, że lubię tą pracę i odpowiadają mi te zasady, lecz dlatego, by mojej rodzinie było lepiej.
Pytanie zadać sobie muszę, czy jestem aż tak bezpłciowa, czy może tak bardzo wszechstronna i elastyczna, że dopasowuje się do sytuacji jak kameleon?
Pracuję, mam z tego pieniądze, mogę kupić czasem coś Wojtkowi, nie płaczę pod koniec miesiąca z braku środków do życia. Kolorowo też nie jest, ale jest NORMALNIE. O to między innymi chodziło.
Praca w korporacji jednak chyba nie jest dla ludzi o słabych nerwach. Masa różnorodnych charakterów, i słabych i silnych, tak samo zdesperowanych do osiągania swoich celów. Wydawałoby się, że poczułam stabilizację zawodową. Nic bardziej mylnego. Stabilizacja jest w policji, wojsku, nfzcie, zusie i innych takich, których to ze stołka strącić się nie da nim nie pomrą, lub nasrają we własne gniazdo, by móc ich usunąć i dać szansę innym. W korporacji nie ma stabilizacji.
Cieszy mnie umowa "nieśmieciowa", jednak czas określony nie napawa mnie optymizmem. Starsi pracownicy uświadamiają i straszą jak niepewnie stąpamy po firmowych kaflach i jak ciężko ich psychika znosi natłok obowiązków.
Z własnego doświadczenia nie mogę pisać o rozwoju w korporacji o której myślę. Stanie długi okres na tym samym szczeblu drabiny może zniechęcać, a wiek przełożonych dawać do zrozumienia. Jeśli liczymy na awans, od korporacji musimy trzymać się z dala.
Dopóki nikt nie ocenia Twojej pracy czujesz się dobrze. Jednak bardzo prędko zaczynają porównywać Cię do innych osób i robić z Ciebie osobę typu "gorszego", "trzeciego". Nawet nie zdajesz sobie sprawy kiedy zaczynasz po trupach do celu starać się być choć odrobinę lepszym zawodnikiem...upsss - pracownikiem. Choć nie ukrywam, że wyścig szczurów w korporacji nie jest zbyt ukrywany.
Z pozoru wszyscy są Twoimi znajomymi z pracy, dopóki nie włożysz patyka w ich mrowisko. Niemiłe maile, uszy w ścianach i plotki. Doświadcza ich nawet osoba świeża, która jeszcze nie odcisnęła tyłka na dywaniku u szefa i jest nieznana osobą plotkującym.
Praca w korporacji odbija się na zdrowiu. Już czuję ujemne skutki siedzącego trybu życia, przenoszenia wzroku z papierów na komputer.
Mimo wszystko chcę pracować. Nie dlatego, że lubię tą pracę i odpowiadają mi te zasady, lecz dlatego, by mojej rodzinie było lepiej.
Zazdroszczę mocnego charakteru, ja bym chyba nawet dnia nie wytrzymała. Z płaczem wróciłabym pod fartuch mamusi.
OdpowiedzUsuńTak niestety jhest, tak czy siak trza pracowac by miec za co zyc..
OdpowiedzUsuńMój brat pracuje w korporacji komputerowej.. Z wesołego, towarzyskiego, życzliwego chłopaka, by tam przeżyć - stał się powściągliwym facetem utrzymującym jedynie znajomości w pracy, i uważa co komu mówi. Jego niby kolega wykorzystał pomysły mojego brata jako swoje przed przełożonymi i dostał nagrodę. Teraz i mój brat awansował i opowiadał jak wygląda co kwartalna rozmowa z przełożonym o swoich osiągnięciach i aspiracjach... Oboje pochodzimy z domu, w którym nauczono nas skromności. To wyobraźcie sobie jak się chłopak napocić musiał by wyjść na supermana. Nie ma co.. praca w korporacji zmienia, tylko czy na dobre?!
OdpowiedzUsuńDobrze, ze nie wszędzie jest tak samo. W końcu klimat tworza ludzie. I cos mi się wydaje, ze koleżanko robisz w finansach lub coś koło tego. Mam rację ?! ;)
Ubezpieczenia... Nie zdradzając wprost nazwy:-)
UsuńHehe, no blisko bylam ;) .. ale slyszalam, ze niezły zapixxxx. Zona znajomego pracuje, a wlasciwie znowu uciekla w kolejne L4, bo znowu w ciąży. U niej ludzi coraz mniej a papierów coraz więcej. Nie zazdroszczę..
UsuńOj ja bym odpadła w pierwszych biegach. To nie dla mnie kiepski byłby ze mnie zawodnik :)
OdpowiedzUsuńnie w każdej korporacji tak jest. zarówno ja jak i mój mąż pracujemy w korporacjach, oboje w zagranicznych. Mąż dłużej bo ok 2 lata, ja dopiero zaczynam, ale ogólnie nie zauważamy w swoim zespole takich napięć. oczywiscie mąż narzeka, na ogólnie panujący burdel w papierologi i ustalaniu zakresu obowiązków, ale ogólnie sobie prace chwali. Ja dopiero zaczęłam, ale już wiem że po 3 miesiącach dostanę od razu umowę na czas nieokreślony, po roku mogę się przenieść od innego działu jak mi się nie będzie podobać. Zespoły oboje mamy fajne, mąż ze swoimi chodzi na gokarty lub kręgle, ja ze swoimi już miałam pierwszą impreze integracyjną. Może to spowodowane jest tym, że u nas średnia wieku to mniej niż 30, lub fakt, że to korporacje międzynarodowe, ale warto mieć na uwadzę, że są miejsca gdzie jest lepiej;)
OdpowiedzUsuńWierzę w to, że w korporacji może być dobrze :) u nas też dużo inicjatyw jednak na co dzień człowiek człowiekowi wilkiem...
UsuńAga, piszę tutaj odnośnie małżeństwa, bo przy tamtej notce mogłaś już nie zauważyć.
OdpowiedzUsuńserdecznie polecam Ci książkę "Miłość potrzebuje stanowczości".
Takie mamy czasy, że nikt nas za bardzo nie nauczył jak powinna funkcjonować rodzina, by wszyscy jej członkowie czuli się szczęśliwi, musimy dochodzić do tego sami, jednak bez pomocy osób bardziej doświadczonych nie jest to możliwe. Dlatego bardzo Cię zachęcam do zdobywania tego typu wiedzy, jeszcze możesz wiele zrobić dla dobra własnego, Waszego synka i Waszej rodziny. Masz prawo być szczęśliwa i do tego stanu dążyć!