6:28.
Niemożliwe, niemożliwe, że znów nie udało mi się wyjść z domu według planu! Tożto minutę temu była 6:20??!!
Niemal spadam ze schodów z czwartego piętra, by zdążyć na autobus, który odjeżdża za dwie minuty. Do przystanku jeszcze 100 metrów, grubo zastanawiam się nad sprintem. Jest ciemno, jest mgła, nie widzę własnych stóp - pędzę do ulicy, po czym zauważam dwie osoby na przystanku - uff zwalniam kroku i idę. No i stoję...stoję wieczność czekając na 6:30 - na autobus. Cóż za dysproporcja czasu.
6:30-6:31 Jedzie... dwa szeroko rozstawione światła wyłaniają się zza mgły. To on. Mój autobus, mój transport, moje 15 minut ciepła i pogaduszek z A.M.U.* (AMU - skrót imion towarzyszek - nie ujawniam, bo nie stać mnie jeszcze na reklamę :D ) o tym, co się działo w nocy. O tym która nie spała, która spała, kto co jadł wieczorem ze swoją drugą połówką.
Przejeżdżamy dwa przystanki. Autobus sukcesywnie zapełnia się. Siedzimy. Mam miejsce to siedzę. Nie będę stać w autobusie w nadziei, że zaraz wsiądzie roztrzęsiony starzec błagalnie wzdychając nad moim krzesłem o miejsce. Gdybym od razu stała, moje miejsce zajęła by osoba o średniej wieku 30 i jechałaby na "moim" miejscu do celu. Mam na uwadze ilość wolnych miejsc w autobusie, chętnie pokieruję osoby potrzebujące na takie oto wolne miejsce. Mój tyłek nadal siedzi.
Jeszcze jeden przystanek i są. ONE (będę używać tego określenia).
ONE - 3-4 babeczki na moje oko 45 jadące w grupie (niemal tak jak my) do pracy. Smukłe nogi, obcasy, czerwona szminka i lakier we włosach tak mocny, że samo tornado by wkręciło babę, a fryzura by została. Druga jakaś taka spokojnej natury 50-tka, jeszcze pewnie śpiąca, przytakująca na docinki (niemal śmieszne) koleżanek. Trzeciej za bardzo nie kojarzę, ale gdzieś tam z tłumu coś zawsze rzuci, i chyba chowa się za koleżankami, co by jej twarz pozostała nierozpoznawalna.
Kłopot zaczyna się, gdy miejsce "czteropak" jest zajęte przez nas. Zwykle siądzie gdzieś jedna, lub dwie, a jedna z nich stoi. Dziwnym trafem nagle popadają w statystyczne dla starszych ludzi choroby i dolegliwości, od przekwitania do bólów - pleców, głowy, nóg i dalej wymieniać nie będę. Zaczyna się licytacja miejsca siedzącego, na głos oceniają, która to dziś najgorzej zdrowotnie wygląda, którą to bardziej boli głowa, a która to nie może stać. Jak już miejsca są pozajmowane zaczyna się argumentacja i komentarze "w sufit" dotyczące osób, które według schorowanych i wyczerpanych życiem pań powinny ustąpić im miejsca.
"Patrz, jakie babulinki, muszą siedzieć w autobusie" - wtrąca jedna.
"Na pewno ktoś starszy mógłby usiąść" - przytakuje druga.
",,,," - rzuca coś trzecia zza pleców drugiej.
Siedzimy cicho niemal umierając ze śmiechu. Komentarze są dość głośne, lecz nie warte riposty.
Nie myślcie o sytuacji źle. Miejsca są w autobusie, lecz owe Panie musiałyby się rozdzielić, najlepiej jakby babulinki przed 30-tką ustąpiły im miejsca, by mogły dogorywać w autobusie grupowo. Z pewnością nie narzekałyby wtedy na każdą część swojego ciała.
Jestem raczej dobrą osobą, nauczono mnie kultury i zwyczajów. Gdy widzę kogoś potrzebującego miejsca, które zajmuję - wstanę. Jednak nie w sytuacji, kiedy ktoś żwawy w gębie mnie obraża.
Kolejna sytuacja - zajmowanie miejsca torbą. No szczyt. Na jednym przystanku siada baba (no przepraszam, inaczej nie nazwę). Baba siada na jednym z nielicznych już wolnych miejsc i rzuca swoją siatę z czymśtam na siedzenie po drugiej stronie. Na kolejnym przystanku wsiada druga baba, po czym ta pierwsza krzyczy "CHODŹ, ZAJĘŁAM CI MIEJSCE!!!". Nie liczę sytuacji, kiedy torby i siatki jadą koło baby tylko jako pasażer zajmując innym możliwość jazdy na siedząco...
Dlaczego ludzie wsiadający do autobusu stają się nagle niedołężni? Niektórzy przekraczając sam próg pojazdu niemal biją czołem w ziemię ze zmęczenia. Przypadek?
Jak to jest u was?
Chociaż problem jest poważny i wszystkim znany to tak zabawnie to opisałaś że jeszcze mi się gęba cieszy:D Jak dla mnie w 70% przypadków osoba która na prawdę potrzebuje usiąśc nawet nie piśnie tylko chociażby miała umrzec to będzie stac, czego nie można powiedziec o wyżej wymienionych paniach. Ja też nie ustępuję jak widzę a) szpilki na nogach b) makijaż na twarzy c) świeżą trwałą na włosach. Jak ktoś ma siłę na szlifowanie wyglądu to ma też siłę żeby sobie postac. Niestety częściej widziałam u siebie zjawisko odwrotne, dzisiejsza młodzież siedzi rozwalona a obok babuszka albo dziaduszek który dopiero pewnie wyszedł ze szpitala i ewidentnie potrzebuje miejsca. No ale cóż sytuacje są różne, wymienionych przez Ciebie pań raczej nic nie usprawiedliwia, a z ustępowaniem jest różnie. Jak siadam, to chcę siedziec a nie rozglądac się niczym winna po całym autobusie czy przypadkiem jakaś babcia nie skryła mi się za plecami.
OdpowiedzUsuńNO ja akuratnie mało jeżdżę autobusami (mąz mi samochodem dupsko wozi ;P) ale akurat jak jadę (raz na poł roku do dentysty) to zwykle trafiam na szkolną dzieciarnię ,wiec ogolnie jest głosno ;P
OdpowiedzUsuńDzieci to chyba lubią stać w autobusie, ewentualnie siedzieć/stać z tyłu i machać do kierowców...albo co innego im pokazywać :D
UsuńDojeżdżając do pracy widzi się to to tamto i dochodzę do wniosku,że świat zwariował-ja ustępuje babci miejsca z racji wieku,szacunku a ona sadza wnuczka lat 10 szlak mnie trafia momentalnie.
OdpowiedzUsuńSzacunek,kulturę wynosi się z domu ale wsiadając do pociągu,kolejki,metra,autobusu zostawiamy ją na pierwszym stopniu aby tylko nam było wygodnie i komfortowo
Jestem za kulturą, pomaganiem starszym etc., ale opisałaś całą prawdę i tylko prawdę i to tak radośnie, że mimo dzisiejszego zmęczenia i doła śmieję się na głos i nie mogę powstrzymać drżenia brzucha :-D
OdpowiedzUsuń