Ostatnio oprócz mojego 5 dniowego pobytu w szpitalu siedzę cały czas w domku. Niestety za wiele zajęć nie mogę sobie wymyślać ze względu na przymus oszczędzania mojego brzuszka ( Wojtulkowego domku), co by nie twardniał za często i żeby skurcze nie dokuczały. Tak więc siedzę i obserwuję... po pierwsze moje dwie kocice, które rano, gdy Mężuś wychodzi do pracy przebudzają się na chwilkę i biegają odbijając się od ścian i siebie nawzajem, po czym jedna kładzie się na głowie i zasypia a druga wgniata swoje kocie sadełko w mojego węża do spania (podłużna poduszka używana zazwyczaj przez ciężarne wypełniona granulatem). Tenże wąż smacznie skrzypi jak kocica się na nim układa, co uaktywnia jej moduł mruczący... a mruczy tak głośno i "zachrypiale", że spać dalej się nie da.
Wstaję więc dosyć wcześnie rano i szukam sobie jakiegoś zajęcia, które nie wymaga ode mnie większego wysiłku. Najczęściej jest to wstawienie/wyciągnięcie prania, poprasowanie kilku koszulek Męża, zrobienie obiadku. No i dręczę laptopa... a przeglądając różne strony trafiam na coraz to inną historię. I co wnioskuję? Że kochamy narzekać, marudzić i stawiać siebie w trudnych sytuacjach. Zdecydowanie większość z piszących liczy na słowa współczucia, niż na słowa wsparcia lub współradość. Wolimy jak nam współczują niż zazdroszczą? Czy to może piszący przedstawiają swój świat w ten sposób, by przypadkowy czytający myślał o nim jak o kimś, kogo los skazał na wieczną mękę?
Następny mój wniosek jest taki, że wszyscy mamy swoje żale, ale też szczęścia. Jeśli skupimy się na szczęściu a do żali będziemy wracać tylko w chwili słabości, możemy sami sobie przybliżyć promyk słońca.
Każda historia może być bajką.... wierzę, że niedługo i moja będzie miała przystanek ze szczęśliwym zakończeniem. I dlatego jestem szczęśliwa, chociaż przez strach i różne myśli, ale czerpię to szczęście i czekam pełna nadziei... bo co innego mogę?
To jest jak takie ciepło, które wypełnia serce...
Dziś moja bratnia duszyczka ma cesarkę. Dziś ujrzy swoją wyczekiwaną córeczkę. Mam nadzieję, że jutro opowie mi jak to jest być "ziemską mamą"...
Wstaję więc dosyć wcześnie rano i szukam sobie jakiegoś zajęcia, które nie wymaga ode mnie większego wysiłku. Najczęściej jest to wstawienie/wyciągnięcie prania, poprasowanie kilku koszulek Męża, zrobienie obiadku. No i dręczę laptopa... a przeglądając różne strony trafiam na coraz to inną historię. I co wnioskuję? Że kochamy narzekać, marudzić i stawiać siebie w trudnych sytuacjach. Zdecydowanie większość z piszących liczy na słowa współczucia, niż na słowa wsparcia lub współradość. Wolimy jak nam współczują niż zazdroszczą? Czy to może piszący przedstawiają swój świat w ten sposób, by przypadkowy czytający myślał o nim jak o kimś, kogo los skazał na wieczną mękę?
Następny mój wniosek jest taki, że wszyscy mamy swoje żale, ale też szczęścia. Jeśli skupimy się na szczęściu a do żali będziemy wracać tylko w chwili słabości, możemy sami sobie przybliżyć promyk słońca.
Każda historia może być bajką.... wierzę, że niedługo i moja będzie miała przystanek ze szczęśliwym zakończeniem. I dlatego jestem szczęśliwa, chociaż przez strach i różne myśli, ale czerpię to szczęście i czekam pełna nadziei... bo co innego mogę?
To jest jak takie ciepło, które wypełnia serce...
Dziś moja bratnia duszyczka ma cesarkę. Dziś ujrzy swoją wyczekiwaną córeczkę. Mam nadzieję, że jutro opowie mi jak to jest być "ziemską mamą"...
A ja myślę że kawałek sieci to dla każdego miejsce w którym może wyrzucić co leży mu na sercu. A ocena tego czy ktoś ma w życiu bajkę, czy koszmar chyba nie leży w naszym interesie
OdpowiedzUsuńNo jednak skoro nasze historie są ogólnie dostępne tak czy siak podlegają ocenie... czasem "niepisanej" "niewypowiedzianej", ale jednak.
UsuńW mojej opinii w każdym z nas można dogrzebać się bajki;)
Uwierz mi znam ludzi którzy przez prawie całe swoje dorosłe życie mieli pod górkę. A mówinie im żeby usmiechali się bo swieci słońce nie pomagały
OdpowiedzUsuńTeż nie mam kolorowo... a mówienie nie pomaga. Muszą znaleźć odbicie sami.
UsuńMnie brat nauczył patrzeć na pozytywne strony życia i tego staram się trzymać, żale jak żale, ale wolę się uśmiechac ;)
OdpowiedzUsuńTaka obserująco-oszczędzająca końcówka strasznie daje popalić psychicznie. Mam swoje małe poletko doświadczeń. Trzymaj się Agurqo :-) Wspieram jak umiem :-)
OdpowiedzUsuńNiedługo i Ty poczujesz jak to być ziemską mamą :)))
OdpowiedzUsuńA co do daty ślubu, szczerze mówiąc to żadne Euro nam nie przeszkodzi, do tego pochodzimy z małych miejscowości daleko od tych EURO-Miast więc będzie dobrze :)) no i dla mnie tego Euro to mogłoby w ogóle nie być :))) buziaki i pozdrawiam :))
Po burzy zawsze wychodzi słońce!! ;) Więc Szczęśliwego rozwiązania życzę!!
OdpowiedzUsuńByć Ziemską Mamą...Minęły dwa tygodnie od porodu a ja nadal nie wierzę, że w pokoju obok śpi smacznie to moje ziemskie dziecko...Wielka miłość wypełnia serce. Miłość inna niż do Adasia ale równie silna.
OdpowiedzUsuń