Przejdź do głównej zawartości

Odwołuję stan chorobowy! Zarządzam weekend!

Melduję, że Wojtek już niemal całkowicie doszedł do siebie. Ten tydzień kosztował nas wiele wysiłku, poświęcenia, zarwanych nocek. Właściwie automatycznie z każdego stanu sennego podnosiłam się do pionu i biegłam do Wojtka. W sumie...dalej odbywam nocne wędrówki, ponieważ choroba zdecydowanie zmieniła mi syna. Myślałam, że jego krzyki piski i wrzaski są skutkiem złego samopoczucia i przyjmowania antybiotyku. Jednak nie. Wojtek zrobił się bardzo krzykliwy, złośnik, wrzaskun. Nie wiem już co mam robić, żeby zająć czymś jego uwagę. Wszystko jest na dosłowną minutkę!....



Mamy piątek. Piątek wieczór a zza ścian płynie mało przyjemna melodia wiertarki, która zdecydowanie NIE UMILA mi tej chwili spokoju. Cichnie wiertarka, pojawia się młotek.
TEORETYCZNIE cisza nocna zaczyna się o 22:00 - to jeszcze godzinka. Mimo wszystko o ile szanuję (w granicach rozsądku) remonty w dzień, to w piątkowy wyczekany wieczór bardzo jestem nietolerancyjna. Coś podpowiada mi, kto to może być. Struktura naszego pionu nie jest zbyt skomplikowana.
Jesteśmy najwyżej - na 4 piętrze (o plusach i minusach kiedy indziej). Ewidentny plus jest taki, że nikt mi nie tupie "po głowie". Mieszkamy również na rogu bloku, co skutkuje trzema ścianami bez sąsiadów ! Pod nami mieszka nietuzinkowy samotny człowiek o wielkim zamiłowaniu do chemii (szczególnie tej w proszku) oraz muzyki głośnej. Byłby moim głównym podejrzanym, ponieważ stuki młotkiem są dość głośne, jednak zdecydowanie wyprzedza go sąsiad na 2-gim piętrze. Człowiek siwy. Lat około 80. Przestraszony otaczającego go świata, podejrzewający wszystkich o kradzieże i napaści na jego mieszkanie zabezpieczone trzema parami drzwi (ręka na sercu). Skoro ma 3 pary, może jest w stanie montować sobie właśnie kolejne?
Na piętrze pierwszym mieszkają "studenci". Młotek i wiertarka nie są raczej w ich zasięgu, szczególnie, że trwa sesja...z drugiej strony - co to się nie robi, żeby się nie uczyć.
Parter zasiedla zwykła rodzina 2+2+pies. Stamtąd nie słyszałabym wiertarki i młotka. Jeszcze godzinka...jeszcze godzinka...


Komentarze

  1. W takich sytuacjach cieszę się, że my tego nigdy nie doświadczamy ;) Chyba bym ukatrupiła jakby mi wieczorem ktoś rąbał obok wiertarą, a dziecko chce spać w spokoju ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też tego nei znosze, tym bardziej ze w Uk domy buduja chyba z papieru i doslownie kazdy krok sasiada z gory slychać ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. u nas, mimo że w PL budownictwo też przypomina domek z kart...

      Usuń
  3. Jak ja tego nienawidzę! Ludzie myślą, że jak nie ma ciszy nocnej, to wszystko mogą robić. Ja rozumiem, że w dzień pracują i nie mają czasu na remonty, ale jednak mogliby chociaż wpaść na pomysł, żeby robić to jednak troszeczkę wcześniej i dać ludziom odpocząć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rano jak leżę w łóżku to słyszę jak sąsiadka na górze robi siku:)

    OdpowiedzUsuń
  5. dawno temu jak bujałam się po wynajmowanych mieszkaniach, blokach miałam czasami dość sąsiadów i ich braku tolerancji.niby każdy wiedział,że z współlokatorkami pracujemy do późnych godz. nocnych to mimo tego nie było dnia aby nie usłyszeć komentarza na korytarzu,że za głośno jesteśmy,że drzwiami trzaskamy itp. ale jedna rzecz mnie wkurzała- niedzielne kotlety. ty śpisz i odsypiasz a tu poligon walki z dołu z góry.totalna masakra!!!!!!!!

    jak się cieszę,że jesteśmy na swoim bez sąsiadów.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Witam :)
Włączyłam moderację komentarzy - by nie umknął mi żaden z nich. Obiecuję publikować wszystkie!
Komentarze są dla mnie bardzo cenne.
Chcesz żebym poczytała co u Ciebie? - daj znać:)

Chcesz zostawić nieprzemyślany, głupi pełny zawiści komentarz? - zastanów się...

Popularne posty z tego bloga

Retrospekcja świąteczna czyli druga gwiazdka Wojtka ;)

2012... Dziś opowiem wam powiastkę Jak mój Wojciech spędził gwiazdkę. Mimo że był jeszcze mały, Spędził z nami wieczór cały. Pierwsze święta w większym gronie, W swej anielskości najlepszej odsłonie. Były Kolędy, była choinka Na sam jej widok wesoła minka. Było na stole potraw ze dwieście, Opłatki, pierogi i ryby w cieście. Wojtek niestety na mlecznej diecie, Nie pije maluch barszczyku przecie, Za to w te święta które tuż tuż Skubnie co nieco ze stołu już. Drugie to święta będą wspaniałe, Z synkiem który rozjaśnia me dni, Bo każdy dzień z nim spędzam wytrwale I cieszę się z każdych danych mi chwil. A po wieczerzy, choinka zabłyśnie, Rozjaśni tego wieczoru moc, Gwiazdeczka z prezentem przez komin się wciśnie I schowa podarki głęboko pod koc. My te prezenty spod koca wyjmiemy Zajmując w międzyczas Wojtkowe myśli, Wszystkie prezenty pod drzewko kładziemy, By mógł pomyśleć, że czar się ziścił. Nie mogę doczekać się tej radości, Tych wspólnych chwil tak pełnych

Podyskutujmy...o rumorze w kościele :)

Ostatnio skacząc po różnych stronkach na facebooku w oczy wpadł mi pewien "post", "prośba", czy nawet nazwę to "żal". Posta napisała dość młoda osoba, szacuję ją osobiście na około 19-20 lat. Pozwolę sobie zacytować treść posta: "DRODZY RODZICE! Kiedy wchodzę do Kościoła, zauważam, że przychodzą rodzice z małymi dziećmi. W trakcie odprawiania mszy słyszę ich płacz, krzyk, a nawet piskliwe wrzaski na cały budynek. Wg mnie takie dzieci nie rozumieją, co się w Kościele dzieje. Również nie potrafią zachować się jak inni. Rodzice się modlą, a dziecko nagle płacze. Nawet przez to nie można zwrócić uwagi ani na Ewangelię, ani na kazania. Często matki wychodzą z pociechami, aby innym nie przeszkadzały, i więcej z nimi nie wracają. Około roczne dzieci zaczynają interesować się światem – to naturalne z ich strony. Ale, gdy są brane do Kościoła – są dręczone przez rodziców. Jest to niemal brak wyobraźni! Jak można wprowadzać takie dziecko, jak jeszcze

o małym aniołku

3-go kwietnia do nieba poleciał mały aniołek. Malutka Madzia. Córeczka Chrzestnej Wojtusia. Urodziła się o wiele za wcześnie, mimo to walczyła dzielnie cały tydzień i zdążyła ucieszyć niejedno serce. Wierzę, że znalazła już Kubusia w TAMTEJ krainie i bawią się razem... Takie rzeczy nie powinny spotykać rodziców :(