Przejdź do głównej zawartości

Małżeństwo po urodzeniu dziecka cz. II

Około roku temu dodałam podobny wpis. Jak bardzo myliłam się myśląc... że to tylko namiastka lawiny "cosiów" co będą nas dotykać.
Dla przypomnienia link http://moc-cynamonu.blogspot.com/2012/08/mazenstwo-po-urodzeniu-dziecka.html

Matka pracująca, nieogarniająca. Nie robiąca NIC, co może zostać zauważone, a robiąca wręcz wszystko, co może zostać wykorzystane przeciwko niej.

Od jakiegoś czasu nie łudzę się, że wyjdzie słońce. Mimo, że przymykam oko, zaciskam wargi (czasem druga połowa też to robi), to nadchodzi moment, kiedy lawina wypływa. Po co to wszystko i na co to komu? Każdy pięknie zaczynający się dzień można przecież zepsuć.

Wydawało mi się, że ogarniam. Że jest lepiej, że praca była rozwiązaniem niektórych nieporozumień w naszej wybrakowanej rodzinie. Dziś "M" udowodnił mi, jak bardzo się myliłam.

Nie jestem idealna. Nikt nie jest. Zaczynam swój dzień o 5:30, jakąś godzinę - dwie po tym, kiedy karmię Wojtka w nocy. Zrywam się na równe nogi, szykuję Wojtkowi śniadanie do żłobka, często gotuję też kaszkę, by mógł zjeść coś przed wyjściem. Kroję owoce, pakuję swoją torbę i zabieram się za szykowanie siebie. 6:25 wybiegam z domu, przedtem upewniam się, że M jest poniekąd wybudzony ze snu. W drodze na autobus (często pokonywanej w biegu) martwię się, że coś mi umknęło, że o czymś zapomniałam. Nie mam na myśli siebie, a ich. Nie raz, z tego pośpiechu nie zgarnę kanapek do pracy, czy wody, jednak nie ma to dla mnie większego znaczenia. Myślami jestem w domu.
O godzinie 7:00 kiedy zasiadam przy korporacyjnym stole, przebieram nogami czekając a smsa. W zależności jak będzie on brzmiał, tak mija dzień. Ostatnio nawet cieszyły mnie smsy typu "Wojtek nie płakał, dał buzi i zrobił "papa" ". Zaklimatyzował się. Cieszy mnie to.

O godzinie 15:00 wyczekuję jak wariatka autobusu, by zdążyć przed chłopakami do domu. Żeby zdążyć podgrzać jakiś obiad, albo coś wymyślić do zjedzenia. Mija 20 minut i są.. zalewam męża toną pytań o informacje ze żłobka i najczęściej podaję obiad. Jemy osobno. Niestety Wojtek nie potrafi zająć się sam sobą, a jedzenie rodziców mu nie służy, więc M je pierwszy, potem ja. Potem zabawa z Wojtkiem.

Czas jakoś mija i przed 20:00 rytualna kąpiel, butla z kaszką i sen. Byłam dumna z tego, że M zaczął mi pomagać w usypianiu Wojtka, że tak świetnie sobie z nim poradził, kiedy był chory. Że praca układa nam się tak, że jest w stanie zawieźć go rano do żłobka i z niego odebrać.

Jak to wszystko fajnie brzmi...

Bo jednak dziś dowiedziałam się, że to, co robię to NIC. Rozczarowałam swojego męża faktem, że obiady wprawdzie zjada, ale nie wkładam w nie wystarczająco dużo pracy. Że bieganie, na które mnie namawiał zaczęło kolidować z tym, że to on najczęściej przygotowuje kanapki na rano do pracy. Że rytualna pomoc w usypianiu wieczornym Wojtka stała się kartą przetargową pod tytułem "a kiedy Ty go ostatnio usypiałaś". Że jestem roztrzepana i nieogarnięta, bo zdarza mi się o czymś zapomnieć istotnym. Na przykład zabrać ze sobą portfel na zakupy. Tak małe drobiazgi złożyły się dziś na falę, lawinę niepotrzebnych wypomnień podniesionym głosem. Moja druga w tym miesiącu choroba jest efektem tego, że o siebie nie dbam.

Zwróciłam dziś uwagę, że mój własny mąż, osoba, która jednocześnie jest mi najbliższa ma o mnie tak niskie mniemanie, że sama zaczęłam wierzyć w to, że faktycznie muszę być beznadziejną żoną.
Potwierdził mnie fakt, że na pytanie do M "co nas właściwie łączy" odpowiada -"wspomnienia".

Tak się cieszyłam, że w końcu mam pracę, że daję radę, że się uzupełniamy. Jak zwykle nie spełniam oczekiwań osoby, dla której to wszystko robię. Dochodzę też do wniosku, że cokolwiek bym nie zmieniła, w końcu lawina znów przepełni wulkan i wyleje się pozostawiając bolące rany. Ile tak można?

Słabnę. Nie mam sił. Duszę się tym wszystkim. Mam wrażenie, że marzę o czymś, co już mnie nie dotyczy... nie owijając w bawełnę wydaje mi się, że mój własny mąż, osoba bez której nie potrafię żyć - nie kocha mnie.

Nie proszę was o rady, bo wiem, że gdybym skorzystała w najmniejszej części z głosu rozsądku dziś nie przeżywałabym kolejnej porażki.

Komentarze

  1. Nic Ci radzić nie będę. Powiem tylko tyle: Wojtuś ma najcudowniejszą mamę pod słońcem. A Ty zaje*ście dajesz radę. i niech się M. pocałuje w nos. Głowa do góry kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak czytałam to sama miałam ochotę Twojemu mężowi wygarnąć, bo chyba się trochę facet zagalopował w swojej męskiej dumie. Mam nadzieję że się nie obrazisz. Nigdy nie wolno tracić poczucia własnej wartości, drugiemu człowiekowi i tak nie dogodzisz nawet temu najbliższemu, będziesz się starać a tylko Ty na tym stracisz. Jak mu coś nie pasuje to jest jego problem, niech sobie z nim radzi albo niech sobie tym zatruwa życie ale sam. Nie uszczęśliwisz go jeśli sama nie będziesz szczęśliwa. Uwierz w końcu że jesteś jedyna w swoim rodzaju, dla Wojtka jesteś jedyną najukochańszą i najidealniejszą osobą na świecie a dla Twojego męża najidealniejszą żoną (nawet jeśli uważasz inaczej) Tylko każdego dnia trzeba tą naszą idealność poodkurzać:)Życzę dużo siły, trzymaj się i nie daj się nikomu

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana, to u mnie tak samo, te lawiny, te fajny, ten żal... Więc wiem ze dajesz radę tak jak możesz najlepiej, a niestety niewiele osób może to zrozumieć, że matka to instytucja, ma milion zadań które musi ogarnąć a nikt tego nie widzi.... Trzymaj się, może jutro będzie słońce po tej burzy, choćby podarowane Ci przez synka:) A mąż, no cóż niech zarobi tyle aby utrzymać rodzinę, abyś ty mogła zostać w domu, zająć się dzieckiem i domem i mężem, a jak się z tego nie wywiązuje to sorry:P

    OdpowiedzUsuń
  4. czasami mam wrażenie, że Twój mąż na Ciebie nie zasługuje....

    OdpowiedzUsuń
  5. Powiem tak - nie jesteś jedyna ;-( trzymam kciuki !!! nie daj się - uwierz mi nie jesteś sama z takimi problemami - ujmę to tak mam troszkę gorzej - nie bije mnie ale skutecznie wykańcza psychicznie !!! jestem zdołowana i z miesiąca na miesiąc wypalam się bardziej , mam 2 wspaniałych dzieci i to dla nich jeszcze się trzymam . dasz radę- silna jesteś - z tego co czytam - nie mam wątpliwości - nie daj się !!! pamiętaj mężów można mieć 15 - ale dzieci zawsze będą jedne - jedyne !!!musisz być silna bo jak nie ty - to kto? a dzieci wyczuwają jak nikt inny nastroje rodziców- kochana jesteś... cieszę się , że dałaś upust swoim emocjom ...czasami człowiek musi inaczej się dusi ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przytulam.. Pamiętaj czasem warto być w życiu przez chwilę egoistką i pomyśleć tylko o sobie.

    OdpowiedzUsuń
  7. "M" Agi, jesli przeczytasz mój komentarz, to może się zastanowisz...nie uwazam, że wszystko, co się dzieje źle, to tylko Twoja wina.
    Ja kiedyś też uważałam, że "chodze na rzesach", a M nie docenia, że wszystko juz wygaslo i nasze malzenstwo skazane jest na rozwód. Wydawało mi się, że sie juz nie kochamy.
    Oboje podjęliśmy decyzje o terapii małżeńskiej. To była najlepsza decyzja. Chodzimy raz na dwa tygodnie. Spotkanie trwa godzine. 2 wspolne godziny w miesiacu...tak mało. .a ratują nasz zwiazek. Zastanow się. Pozwolcie, aby ktos Wam pomógł, jesli sami nie potraficie. I nie zganiaj na Age poszukiwsn psychologa. Ty tez mozesz to zrobic.
    Kochasz ją i nie zmarnujcie tego.
    Po ponad pol roku spotksn jestesmy z moim "starym";) dla siebie innymi ludzmi...

    Aga, jesli M nie przeczyta, to zrob Ty to na glos;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziewczyno! Jesteś wspaniała. Starasz się jak moższ,zawsze myślisz o innych, dbasz o rodzinę i pracujesz. Jesteś super babką i zawsze o tym pamiętaj!

    Pozdrawiam Cię Serdecznie, ślę buziaki ode mnie i od Kropelek i życzę ci, by nigdy ne brakło ci sił w walce o siebie samą. O swoje szczęście.

    OdpowiedzUsuń
  9. nie mam męża, żyjemy na tzw kocią łapę, mamy 7 miesięcznego synka i też wcale nie jest idelanie. Musimy sie trzymać i dawć radę

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie trać wiary w siebie Aga. Jesteś silna. Ogarniasz wiele rzeczy. Bycie matką i do tego pracującą nie jest łatwe. Potrzeba czasu, żeby wszystko poukładać. Na spokojnie. Jeśli "M" tego nie docenia to trzeba go w głowę mocno kropnąć żeby się zastanowił.
    Czemu wydaje mi się, że on oczekuje obiadu z 15 dań i sprzątania i Twojej obecności tylko w domu? Tak nie można. Nie można oczekiwać od drugiej osoby, że ona zrezygnuje z własnych pragnień, marzeń i się podporządkuje.
    Ja wierzę, że będzie dobrze....że za chwilę wszystko się ułoży.
    Twój syn kocha Cię bezwarunkowo. Jesteś dla niego jedyna i idealna. To jest najważniejsze. I to, że Ty sama ze sobą czujesz się dobrze.
    Wiem, że dojdziecie do porozumienia. A Twoja siła pozwoli Ci to wszystko przetrwać.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja Cię podziwiam, że tyle rzeczy ogarniasz!! ja siedząc z małą w domu często nie mam czasu na wiele rzeczy, a co dopiero Ty! Niech się mąż zamieni z Tobą miejscami to wtedy dopiero zrozumie. Zawsze są jakieś pretensje, zupełnie bez sensu, wierzę, że pójdzie on po rozum do głowy, ochłonie i chociaż przeprosi..

    OdpowiedzUsuń
  12. Mi się wydaje, że chyba taki etap w życiu małżeńskim, a już na pewno w życiu małżeńskim z dzieckiem, jest nieunikniony... Nie dalej jak wczoraj czułam się jak Ty. Ciągle i ciągle próbuję odnaleźć się w nowej roli i ciągle i ciągle przekonuję się, że nigdy i nigdy nie będzie tak, jak sobie wymarzyłam. Nie będę tą "najlepszą" żoną jaką chciałabym być. Ale to działa też w drugą stronę. Mój Mąż też nigdy nie będzie dla mnie tym "najlepszym" mężem, jakim z pewnością chciałby być. Dla niego to też porażka, choć tego tak głośno nie nazywa.
    Życzę Tobie po prostu dużo siły i cierpliwości. I pokoju w sercu. I powiem Ci szczerze, że mnie, mimo wszystko, Twój wpis podniósł na duchu, bo widzę, że nie jesteśmy z tym problemem jedyni. Każdy z tym prędzej czy później się zmierzy.

    OdpowiedzUsuń
  13. Przestań to robić dla niego, a rób z myślą wyłącznie o sobie i dziecku. Będziesz mogła być wtedy w pełni zadowolona z siebie, bo organizacja życia po powrocie do pracy to nie lada wyczyn. Świetnie sobie dajesz radę, więc nie przestawaj. Może terapia małżeńska to rzeczywiście niezły pomysł.

    OdpowiedzUsuń
  14. Walcz o siebie zeby byc dobra matką ale znajdź też czas tylko dla M, pamietaj, ze jeszcze nie dawno to on był najwazniejszy, a teraz trudno mu sie odzwyczaić, facet to taki mały chłopczyk którego tez trzeba przytulać i mówic mu ze jest super, pamietaj u mnie to działa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmmm,... ciekawa koncepcja, jak będę miałą dzidzie to bede o tym pamietac :)

      Usuń
    2. A może tak "M" powinien się zastanowić??? Znajdź czas tylko dla "M"? A dlaczego nie kobieta, nie matka ma poczuć się najważniejsza? Dlaczego nie "M" powinien znaleźć czas tylko dla niej? Mężczyźnie trudno się jest odzwyczaić, a kobieta może ma to w genach? Kim jesteś "Anonimowy"? "M" powinien się mocno zastanowić - jeżeli w ogóle wie o co chodzi w życiu.

      Usuń
  15. Dla mnie jesteś przykładem zorganizowana, planowania i pełni sukcesu! Podziwiam Cię jak to ogarniasz wszystko, jak czytałam ile robisz, to mam ochotę spojrzeć sobie w oczy i powiedzieć: ogarnij się kobieto! Inne mogą, a Ty?
    Mam nadzieję, że uda Wam się wszystko powyjaśniać! Odnaleźć swoją, lub swoje, drogi!
    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
  16. Kochana, jesteś cudowną mamą i żoną. Faceci po prostu tacy są, że nie doceniają. I to nie tylko Twój taki, większość taka jest. Dla nich powinniśmy wszystko robić, na wszystko mieć czas i w żadnym wypadku nie chorować, nie słabnąć. Trzymaj się kochana i nie poddawaj! I powodzenia życzę.

    OdpowiedzUsuń
  17. Życzę mnóstwo siły :* Nie doradzę nic, bo nawet nie wiem co.. Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
  18. Wiem, że nie pomogę swoim postem i łatwo jest udzielać tego typu rad. Ale jak twój mąż się nie zmieni to kopnij go w cztery litery. On cię będzie coraz bardziej dołował i nigdy nie doceni. Szkoda takiej fajnej kobiety jak ty.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  19. Tak czytam twój wpis i jakbym siebie widziala. Z kim nie gadam, to wszędzie tak samo. Kazda z nas jest swietna zona, gdy maz ma dobry dzien. Gdy dzieci się pojawia, tych dni jest coraz mniej.. No bo on chce odpocząć, wlaczyc laptopa, obejrzeć cos w tv...a tu maly przeszkadza. Nagle jestem zle zorganizowana, ze chce pomyc, ugotować, pozamiatać. Przeciez to powinno być dawno zrobione, a ja powinnam się teraz malym zajac. Przeciez ja nigdy nie jestem zmeczona, a realizuje się w 100% robiąc za sprzataczke, kucharke, matke i kochanke w jednym.
    Przykre jest niesamowicie, gdy najblizsza by się zdawalo osoba, która kochamy tak mocno, ma dla nas tak mało zrozumienia, zyczliwosci.. cieplego słowa.. Ale dajemy rade. Dla naszych małych kruszynek. By nie patrzyly jak się rodzice kluca. Skup się na sobie i dziecku. Czerp radość z każdej malej rzeczy, która ci poprawia humor. Może to kwestia czasu.. Musimy przez to przejść, bo wszystkie malzenstwa zdaje się przez to przechodzą. I te które się obronią, trwaja potem dluga razem. Zycze tego nam z całego serca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki Dotti :) Wojtek jest dla mnie takim napędem na każdą chwilę. Staram się czerpać radość ze spędzania z nim czasu... no ale czasem jak każdej kobiecie potrzebne jest kilka minut tylko dla siebie. Niekoniecznie w momencie jak już Wojtek idzie spać..

      Usuń
  20. Wiem co czujesz, co możesz czuć.
    Dzieli nas odległość a chciałabym cię przytulić i powiedzieć, że to chwilowe, przejściowe. Ja już nie wierzę w idealne, cukierkowe małżeństwa w każdym jest jakaś zadra co powoduje spięcia, sprzeczki. U mnie tą zadrą jest teściowa.

    Pracuje, sprzątam tyram jak osioł, praktycznie mnie nie ma a kiedy chce nadrobić stracone chwile z mężem, z dzieckiem ona wkracza. Wracam do mieszkania posprzątanego na jej sposób.Nic nie potrafię a tym bardziej nie mogę znaleźć w swoim mieszkaniu. Nie mam prywatności a jeśli nawet coś zrobię dobrze i jestem dumna ona psuje, che kontrolować mną,manipuluje mężem a nawet moim dzieckiem.Dziecko to kata przetargowa. Nieraz ulegam, bo nie warto, bo dzięki niej wychodzę codziennie do pracy a mimo wszytko to przez nią i jej zachowanie kłócę się z mężem. Są dni wspaniałe a czasami nie mam ochoty patrzeć na swojego męża, bo co on ma zrobić- weżnie moją stronę teściowa z teściem się buntują a przy gospodarstwie naszym jest co robić.

    Nie ma lekko. Głowa do góry i walcz o siebie, o swoje ideały bo jesteś to wina swojemu synkowi tak jak ja jestem to winna swojemu.

    OdpowiedzUsuń
  21. Kochana... dajesz z siebie wszystko i przede wszystkim wkładasz w pracę mnóstwo serca! Za to już należy się medal :* Faceci nie potrafią zrozumieć pewnych rzeczy i przez to zamiast docenić wysiłek, to narzekają... może nie powinnam się udzielać w tym temacie, bo sama żyję solo... ale wydaje mi się, że tak, jak w życiu, tak i w małżeństwie, warto trochę być egoistą i robić tak, by to Tobie było dobrze - i dziecku oczywiście. Nie możemy uzależniac swojego nastroju od innej osoby (choć sama nie raz tak robię:/) Spróbuj w każdej sytuacji znaleźć choć malutki plus, dzięki któremu będziesz się uśmiechać :) ja trzymam mocno kciuki i kibicuję Ci z całego serca! :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Kochana... dajesz z siebie wszystko i przede wszystkim wkładasz w pracę mnóstwo serca! Za to już należy się medal :* Faceci nie potrafią zrozumieć pewnych rzeczy i przez to zamiast docenić wysiłek, to narzekają... może nie powinnam się udzielać w tym temacie, bo sama żyję solo... ale wydaje mi się, że tak, jak w życiu, tak i w małżeństwie, warto trochę być egoistą i robić tak, by to Tobie było dobrze - i dziecku oczywiście. Nie możemy uzależniac swojego nastroju od innej osoby (choć sama nie raz tak robię:/) Spróbuj w każdej sytuacji znaleźć choć malutki plus, dzięki któremu będziesz się uśmiechać :) ja trzymam mocno kciuki i kibicuję Ci z całego serca! :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Witam :)
Włączyłam moderację komentarzy - by nie umknął mi żaden z nich. Obiecuję publikować wszystkie!
Komentarze są dla mnie bardzo cenne.
Chcesz żebym poczytała co u Ciebie? - daj znać:)

Chcesz zostawić nieprzemyślany, głupi pełny zawiści komentarz? - zastanów się...

Popularne posty z tego bloga

Retrospekcja świąteczna czyli druga gwiazdka Wojtka ;)

2012... Dziś opowiem wam powiastkę Jak mój Wojciech spędził gwiazdkę. Mimo że był jeszcze mały, Spędził z nami wieczór cały. Pierwsze święta w większym gronie, W swej anielskości najlepszej odsłonie. Były Kolędy, była choinka Na sam jej widok wesoła minka. Było na stole potraw ze dwieście, Opłatki, pierogi i ryby w cieście. Wojtek niestety na mlecznej diecie, Nie pije maluch barszczyku przecie, Za to w te święta które tuż tuż Skubnie co nieco ze stołu już. Drugie to święta będą wspaniałe, Z synkiem który rozjaśnia me dni, Bo każdy dzień z nim spędzam wytrwale I cieszę się z każdych danych mi chwil. A po wieczerzy, choinka zabłyśnie, Rozjaśni tego wieczoru moc, Gwiazdeczka z prezentem przez komin się wciśnie I schowa podarki głęboko pod koc. My te prezenty spod koca wyjmiemy Zajmując w międzyczas Wojtkowe myśli, Wszystkie prezenty pod drzewko kładziemy, By mógł pomyśleć, że czar się ziścił. Nie mogę doczekać się tej radości, Tych wspólnych chwil tak pełnych

Podyskutujmy...o rumorze w kościele :)

Ostatnio skacząc po różnych stronkach na facebooku w oczy wpadł mi pewien "post", "prośba", czy nawet nazwę to "żal". Posta napisała dość młoda osoba, szacuję ją osobiście na około 19-20 lat. Pozwolę sobie zacytować treść posta: "DRODZY RODZICE! Kiedy wchodzę do Kościoła, zauważam, że przychodzą rodzice z małymi dziećmi. W trakcie odprawiania mszy słyszę ich płacz, krzyk, a nawet piskliwe wrzaski na cały budynek. Wg mnie takie dzieci nie rozumieją, co się w Kościele dzieje. Również nie potrafią zachować się jak inni. Rodzice się modlą, a dziecko nagle płacze. Nawet przez to nie można zwrócić uwagi ani na Ewangelię, ani na kazania. Często matki wychodzą z pociechami, aby innym nie przeszkadzały, i więcej z nimi nie wracają. Około roczne dzieci zaczynają interesować się światem – to naturalne z ich strony. Ale, gdy są brane do Kościoła – są dręczone przez rodziców. Jest to niemal brak wyobraźni! Jak można wprowadzać takie dziecko, jak jeszcze

o małym aniołku

3-go kwietnia do nieba poleciał mały aniołek. Malutka Madzia. Córeczka Chrzestnej Wojtusia. Urodziła się o wiele za wcześnie, mimo to walczyła dzielnie cały tydzień i zdążyła ucieszyć niejedno serce. Wierzę, że znalazła już Kubusia w TAMTEJ krainie i bawią się razem... Takie rzeczy nie powinny spotykać rodziców :(